wtorek, 8 października 2013

Poród rozdział VI - Powrót do domu

POWRÓT DO DOMU

Obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. W niej zastałem nagą Karolinę siedzącą przy stole, na którym stał dzbanek z gorącym napojem. Podszedłem do niej i pocałowałem ją.
— Dzień dobry kochanie — zacząłem — jak się spało?
— Cudownie. — Odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie. — Wyspałam się jak nigdy. Dzisiaj jedziesz po żonę?
— Tak. — Odparłem i upiłem odrobinę kawy.
— Kiedy spotkamy się znowu? — Pytając, spojrzała się na mnie swymi przepięknymi oczyma
— W poniedziałek. Wtedy wyjeżdża.
— Powiesz jej?
— Jak wróci, to jej powiem.
— Rozumiem. — Odpowiedziała spuszczając nisko głowę. Natychmiast zauważyłem, że posmutniała, ale cóż mogłem zrobić? Musiałem przecież to jakoś sensownie rozegrać, a nie tak na łapu-capu.
— Nie bój się. — Powiedziałem do niej i ukląkłem przed nią. — Nie zostawię cię, nie mówiłem ci tego wszystkiego tylko po to, by się z tobą przespać.
— Wiem. — Rzekła a z jej oczu poleciały łzy. — Po prostu będę za tobą tęsknić. Ponadto jak sobie pomyślę, że będziesz koło niej spał, to aż mnie skręca z zazdrości. Niby wiem, że to jest jeszcze twoja żona, ale serce moje chciałoby by już było po wszystkim.
— Przykro mi, ale wszystko potoczyło się tak nieprzewidywalnie szybko, że potrzebuję trochę czasu, żeby to elegancko załatwić.
— Tak. Wiesz co, pójdę już sobie. Zadzwoń do mnie jak będziesz mógł.
— Zadzwonię. Na pewno. — Odpowiedziałem.
Pięć minut później zamykałem za nią drzwi.
Prawdę mówiąc czułem się teraz paskudnie. Kobieta, którą obdarzyłem uczuciem, wyszła a ja musiałem ubrać się i pojechać po żonę, oraz synka. Co gorsza, musiałem udawać, że cieszę się na jej widok. Jak to rozegrać miałem?

Przed odbiorem rodziny pojechałem jeszcze do sklepu, kupić wszystkie potrzebne rzeczy. jakiś kocyk, ubranka i tym podobne artykuły.
Jednak cały czas, w myślach mych krążyła postać Karoliny. Wręcz do znudzenia przypominałem sobie jej twarz, ciało i figurę. Rozpamiętywałem akt seksualny, do którego doszło minionej nocy, tak mocno, aż rozpalonymi zmysłami poczułem wspomnienie jej smaku i zapachu.
W pewnym momencie, dostrzegłem, że mi po prostu na jej punkcie odbiło. Pewnie, dlatego jeszcze przed wejściem do szpitala, wyciągnąłem z kieszeni telefon komórkowy i zadzwoniłem.
— Tak słucham. — Usłyszałem jej głos w słuchawce.
— Cześć, to ja Alojzy. — Powiedziałem do słuchawki, z szybko bijącym sercem.
— Cześć skarbie. — Odpowiedziała cicho. — Zapomniałeś o czymś?
— Czy ja powiedziałem ci rano, że cię kocham?
— Nie. Nie powiedziałeś.
— Tak myślałem — zawiesiłem na moment głos. — Kocham cię.
— Ja ciebie też. Jesteś jeszcze przed szpitalem?
— Tak. Jakoś nie mogę do niego wejść. Musiałem jeszcze raz usłyszeć twój głos.
— Miło mi.
— Kurwa! Już za tobą tęsknie. Byłem przed momentem w sklepie, ale kompletnie nie mogłem skupić się na zakupach. Krążyłem po nim jak otumaniony, w głowie miałem tylko twój obraz, zapach i smak. Wspomnienie twego uśmiechu i głosu drążyło mi dziurę w mózgu, motyle w brzuchu szalały i dalej szaleją, łaskotając mnie skrzydełkami od środka. Nie wiem, nigdy wcześniej tak nie miałem. Zaskakuje mnie ta cała sytuacja.
— Ja za tobą też bardzo tęsknię. Kiedy szłam do domu, to całą drogę płakałam.
— Dlaczego?
— Dlatego, że mężczyznę, mojego mężczyznę musiałam zostawić. Wiesz jak się czułam?
— Jak kotku?
— Bałam się, że to wszystko, to tylko mój sen, że jutro się obudzę, a ciebie przy mnie nie będzie.
— Będę. Ja cały czas myślę o tobie. Nie potrafię, ani na chwilę zapomnieć twej osoby.
— Miśku nie zapomnisz. Jedź po synka. Spotkamy się jak ona sobie pojedzie. Dobrze?
— Dobrze. To pa
— Pa.
Rozłączyłem się i przytuliłem telefon do ust. Z oczu poleciały mi łzy. 
— Musisz się pozbierać. — Powiedziałem do siebie i po chwili wszedłem do budynku, przed którym stałem.
Agata była już przygotowana do wyjścia. Kiedy tylko wszedłem, przywitała mnie słowami przepełnionymi miłością żony do ukochanego męża.
— Co tak późno, kurwa jego mać?
Spojrzałem na zegarek (prezent od niej), była dwunasta w południe.
— Jak późno? Dopiero jest południe.
— Miałeś przyjechać rano! Rano! Kumasz różnicę między tymi porami dnia?
— Jesteś pewna, że to miałem być ja? — Spytałem się jej będąc zdumionym i przygnębionym zarazem jej nagłym wybuchem agresji
— A kto? Piotrek?
— Dlaczego z nim wyjeżdżasz?
— Bo zadajesz głupie pytania.
— Mogłaś zadzwonić do mnie i mi powiedzieć, o której mam po ciebie przyjechać. — Syknąłem do niej, czując, że już mnie wkurwiła.
— Nie mogłam, bateria siadła mi w telefonie, za długo wczoraj rozmawiałam.
— Ciekawe, z kim? Pewnie z Piotrkiem? — Spytałem sarkastycznie.
— A żebyś wiedział. On przynajmniej rozumie fakt, że muszę się przygotować na poniedziałek.
— Jaki cudowny facet? No kurwa do rany przyłóż. Fantastyczny gość, który rozumie, że mężatka i świeżo upieczona mama, potrzebuje czasu do przygotowania się do powrotu do pracy. No normalnie ten facet zasługuje na order jakiś. Mam „Opiekuna czyiś żon”.
— On przynajmniej nie jest na moim utrzymaniu! — Krzyknęła na mnie w odpowiedzi. — Przepraszam, nie to miałam na myśli. — Rzekła natychmiast, widząc zapewne sztylety w mych oczach — Jestem trochę podenerwowana.
— Ok. Masz, ubierz synka i siebie. — Powiedziałem do niej suchym tonem. — Ja poczekam na korytarzu.
Nie trwało to zbyt długo.
W domu byliśmy koło czternastej, ponieważ musieliśmy jeszcze wjechać do biura Agaty.
Euzebiusz, jak każdy niemowlak, praktycznie całą drogę przespał. W domu również nie sprawiał problemów. Żona zmieniała mu pieluchy i karmiła mlekiem z proszku, które dla mnie osobiście pachniało, a w zasadzie to śmierdziało, bliżej niezidentyfikowanym odorem.
Prawie nie rozmawialiśmy ze sobą, ponieważ Agata, tak jak zresztą zapowiedziała przygotowywała się do poniedziałkowego wyjazdu.
Wieczorem przyszedł czas na pierwszą kąpiel.
Zaniosłem wanienkę do łazienki by nalać do niej ciepłej wody.
Jak już powiedziałem na wstępie, obydwoje nie byliśmy zbytnio przygotowani na dziecko. Dlatego więc temperaturę wody sprawdziłem dłonią.
— Może być. — Powiedziałem do siebie pewnym tonem, nie zagłębiając się mocniej w temat, zakładając, że skoro mnie woda w wanience nie parzy to na bank jest dobra i poszedłem po synka.
Malutki człowieczek, jest taki kruchy. Malutkie piąstki, cały czas mocno zaciśnięte. Otwarte szeroko oczy, którymi jeszcze nie widzi dokładnie i niebieski od Jodyny, niezarośnięty pępek, do którego przymocowany był plastikowy zacisk.
Podszedłem do Euzebiusza i delikatnie, tak by go w żaden, chodź by i przypadkowy sposób nie uszkodzić, wziąłem go na ręce.
— Chodź Ebi, tatuś cię wykąpie. Będziesz czyściutki i pachnący. Tata kupił dla swojego chłopaka, taki specjalny, lawendowy płyn do kąpieli. — Mówiłem do synka z takim przekonaniem, jakby ten mnie całkowicie rozumiał.
Kiedy wszedłem do łazienki, podszedłem do wanienki i powoli włożyłem go, do przygotowanej przeze mnie wody.
Naturalnie tego, co do niego mówiłem wcześniej, Euzebiusz nie zrozumiał. Natomiast bardzo dobrze zrozumiał to, że przygotowana przeze mnie woda, która znajdowała się w jego wanience, była za gorąca.
— Aaaaaaaaa! — Jak zapłakał? — Aaaaaaa! — No wrzeszczał kurwa wniebogłosy. Tak się wystraszyłem tego jego nagłego wrzasku, że wypuściłem go z rąk, wprost do tej, za ciepłej jak się okazało wody.
Wtedy dopiero pokazał, na co było stać jego niemowlęce gardło.
— Co ty mu robisz?! — Wrzaskiem spytała mnie Agata.
— Kąpię go, a przynajmniej próbuję. — Odpowiedziałem jej, jednocześnie moimi trzęsącymi się dłońmi przytulając do siebie wrzeszczącego syna.
Żona włożyła do wody łokieć i orzekła.
— Czy ty głupi jesteś? — Ta woda to dla niego wrzątek.
— Jaki wrzątek? Przecież sprawdzałem jej temperaturę własną dłonią.
— Ty kretynie! Wodę sprawdza się łokciem, a nie dłonią. Czy on ma skórę taką grubą jak ty?
— Nie.
— No właśnie. Następnym razem pomyśl baranie, nim coś zrobisz.
Po tych słowach, dolała do wanny zimnej wody i pierwszą kąpiel dokończyła sama.
W swojej wspaniałomyślności, pozwoliła mi nakarmić swojego synka i położyć go spać.
— Pogadamy? — Zapytałem się jej, kiedy malec usnął.
— Nie mam teraz czasu. Pooglądaj sobie telewizor.
— Nie za bardzo mnie on interesuje. Wystarczająco dobrze mu się przyjrzałem przy zakupie.
— Miałam na myśli telewizje.
— No coś ty? Kiedy ja wolałbym z tobą spędzić trochę czasu.
— Nie mogę. Może w nocy wygospodaruję kilka minut.
— Wygospodaruje?.— Odparłem i podszedłem do kominka chcąc sięgnąć z niego piloty. Wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
— Pójdę sprawdzić, kto to? — Powiedziałem do niej.
— Mhy. — Wysapała.
Otworzyłem je i ujrzałem Jacka. Wszedł do środka i powiedział:
— Cześć Agata.
— Cześć. — Odpowiedziała mu, nie podnosząc nawet wzroku znad dokumentów. — Może iść z tobą po chlać. — Dodała po chwili.
— A może wrócić rano? — Spytał się jej.
— Może, tylko dopilnuj, by wrócił trzeźwy.
— Oczywiście, że będzie trzeźwy. Za, kogo nas masz?
— Przepraszam — zacząłem —  mnie nie zapytasz czy mam ochotę? Może nie chce mi się pić?
— Uwierz mi, chcesz się napić. — Powiedział, po czym spojrzał mi porozumiewawczo w oczy.
— Wiesz, co? Masz kurwa całkowitą rację! Chcę się napić. Bardzo chcę. Mam ogromną ochotę wlać w siebie morze wódki.
— To zakładaj buty i wychodzimy.
— Ok.
Założyłem niebieskie adidasy, które może i średnio pasowały do grafitowych dżinsów, które miałem, że tak powiem założone na dupę oraz różowego podkoszulka. Kiedy wyszliśmy na ulicę, Jacek powiedział do mnie:
— Podziękujesz mi później. — Następnie, ręką wskazał taksówkę, która stała zaparkowana kilkadziesiąt metrów dalej.
— Tam stoi twój powóz. Wsiądź do niego i jedź.
— A ty?
— Ja wrócę sobie autobusem. Bawcie się dobrze. — To powiedziawszy poszedł w stronę przystanku.
Wsiadłem do zamówionej taksówki. Taksówkarz odwrócił się w moją stronę i podał mi jakąś złożoną kartkę papieru. Po rozłożeniu jej, oczom mym ukazał się napis:
„ Przyjedź. Taksówka jest zapłacona, a kierowca wie, dokąd ma jechać”
— Ruszamy? — Odezwał się do mnie, kiedy uznał, że minęło już wystarczająco dużo czasu, bym zdążył przeczytać, pachnący liścik. Przez moment czułem się jak bym cofną się w czasie i pod osłoną nocy udawał się na potajemną schadzkę. W zasadzie tak właśnie było
— Tak. Można u pana zapalić?
— Można, ale za dodatkową opłatą.
— Ile ta przyjemność u pana kosztuje?
— Dwie dychy. — Odparł bez skrępowania.
— Proszę. — Powiedziałem do niego, wręczając mu właściwy banknot. Następnie zapaliłem papierosa.
— Ale proszę, niech pan uchyli chociaż szybę.
— A tak… przepraszam.
— Nic się nie stało. Dziewczyna?
— Nie, chłopak. — Odpowiedziałem odruchowo, myślami będąc już koło Karoliny.
— Aha. — Odparł zniesmaczonym tonem. — Proszę wybaczyć, ale nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do tych … skłonności.
— Do czego?
— Do was.
— Ale, co pan ma w tej chwili na myśli?
— Bóg stworzył ten świat inaczej.
— Boja wiem czy inaczej? Raz jest dziewczyna, a innym razem chłopak. Nie widzę w tym nic dziwnego. Tak bywa.
— To jest… uch.
— Takie jest życie. Ja nie mam na to wpływu. Myślałem nad dziewczyną, nawet w pewnej chwili chciałem mieć dziewuchę, jednak wszystkie znaki na ziemi mówiły mi, że chłopak będzie lepszy.
— W czym lepszy?
— We wszystkim. No wie pan. Ma siusiaka i spermę, silne ramiona i zarost na twarzy. Innymi słowy same plusy.
— Panie, nie chce tego słuchać! Jak tak można!?
— Ale, co można? Każdy facet chce mieć chłopaka, a jak mówi, że nie, to kłamie. Owszem, dziewczyny też są ważne, ale chłopacy są ważniejsi.
— Ja! Ja na przykład, nie chcę mieć chłopaka! — Wrzasnął nagle na mnie taksówkarz.
— Nie to nie. Panie, co się pan tak denerwujesz?
— Wkurwiam się, bo nasz świat już stanął na głowie. Wszędzie tylko same pedały i lesbijki. Rzygać się człowiekowi chce. Żeby chłop z chłopem, a baba z babą? Gdzie się podziała ‘normalność’? Jak tak dalej pójdzie, to tylko z próbówki będą się dzieci rodziły!
— Ale, co mi pan tak nagle z homoseksualistami wyjeżdża?
— Pan pierwszy zaczął.
— Zaczął? Co zaczął? Przecież siedzę grzecznie tu z tyłu, nie mrugam do pana, nie podszczypuję w tyłek, ani nic z tych rzeczy, więc jak kurwa zaczął?!
— Normalnie! Pytam pana, dziewczyna? A pan odpowiada, że chłopak.
— Aha teraz już rozumiem, pan pytał, czy jedziemy do dziewczyny?
— Tak.
— A ja zrozumiałem, że pan pyta się o to, co mi się parę dni temu urodziło.
— Co?
— Dobra, jedziemy do kobiety, a urodził mi się synek.
— Aha. Ok. no to się wyjaśniło. — Wyraźnie odetchnął z ulgą. — A ja już myślałem, żeś pan jest pedałem.
— Nie, bez obaw, jestem normalnym hetero. Kocham kobiety i nie zamierzam tego zmieniać.
— To dobrze.
Dalsza część rozmowy dotyczyła już jakiś bzdur.
Podjechaliśmy pod hotel. Taksówkarz zatrzymał samochód tuż przed samym wejściem. Do ogromnego budynku z mnóstwem okien i balkonów prowadziły szerokie, lastrykowe schody. Nad nimi – swą przeźroczystością – rozpościerał się szklany dach, który zakotwiczony był w fasadzie budynku, a podparty u spodu schodów, metalowymi kolumnami. Dzięki niemu, nawet w deszczowy dzień można było wyjść na schody nie martwiąc się o zmoknięcie. Zresztą samo już zastosowanie lastryka na ww stopniach, wymusiło na właścicielu hotelu zbudowanie, takiego właśnie zadaszenia. Drzwi, które prowadziły do wewnątrz, były pozostałością socjalizmu. Zrobione z kiepskiej, jakości aluminium bardziej odstraszały, niż przyciągały ewentualnych gości, do skorzystania z usług hotelu. Wiedziałem, że nie ocenia się książki po okładce, nie mniej menadżer tejże instytucji, moim zdaniem bardziej mógłby zadbać o zewnętrzny wizerunek budynku. Jeszcze ta nazwa, która w otoczeniu anten sieci komórkowych, dumnie prezentowała się na szczycie dachu – 'IKAR’! — Żeby tylko nie było tak jak z prawdziwym. Wysokie loty – tragiczne lądowanie. — Pomyślałem sobie.  
— Proszę. Jesteśmy na miejscu. Życzę miłego pobytu. — Grzecznym i uprzejmym tonem powiedział do mnie jednoosobowy przedsiębiorca.
— Dziękuję. Ile za kurs? — Spytałem kurtuazyjnie.
— Jest już zapłacony.
— W takim razie, do widzenia.
— Do widzenia. — Odpowiedział, nie odwracając głowy.
Wysiadłem z taksówki i skierowałem się w stronę drzwi, które o dziwo okazały się automatyczne, dlatego ‘widząc’, że się zbliżam, rozsunęły się.
Hol hotelu, był dość duży. W głębi po lewej stronie, patrząc od wejścia, znajdowały się schody, prowadzące na wyższe piętra. Naprzeciwko mnie, znajdowała się recepcja, natomiast po prawej stronie, umieszczono kilka stolików, przy których można było usiąść i poczytać gazetę, lub napić się kawy, zakupionej w hotelowej restauracji. Po między stolikami w dużych, ceglanych acz szkliwionych donicach, stały jakieś bliżej nieznane mi rośliny. Ni to drzewa, ni krzaki. Ot jakieś tam wysokie badyle z ogromnymi i zielonymi liśćmi. Stoliki zaś były ładne, drewniane, na których leżały białe obrusy. Wokoło nich poustawiane były niskie fotele, a gdzie nie gdzie nawet kanapy. Zastępowały one tradycyjne krzesła, zapewne po to by gość hotelowy mógł poczuć się wygodniej, zwłaszcza podczas delektowania się zakupioną kawą.   
Do recepcji, od drzwi prowadził szeroki na dwa metry, czerwony chodnik.
Za ladą recepcji, stała młoda i ładna dziewczyna, a może kobieta? Ze względu na mocny makijaż, trudno mi było określić jej wiek. Miała na sobie firmowy żakiet, z zielonkawym emblematem, na którym widniał – zrobiony ze złotych literek – napis –  ‘IKAR’. Pod nim wisiał już znacznie mniejszy z jej imieniem i nazwiskiem oraz zajmowanym stanowiskiem. Włosy miała chyba czarne, gdyż na głowie nosiła fikuśny berecik, który zasłaniał jej całą fryzurę. Podszedłem do recepcjonistki i przedstawiłem się.
— Dobry wieczór. Alojzy Kutwa…
— A to pan. Proszę bardzo, mam to panu przekazać — przerwała i podała mi jakąś różową kopertę.
— Dziękuję. — Odpowiedziałem i odszedłem kilka kroków w głąb holu.
Po otwarciu koperty, w środku znalazłem małą karteczkę, na której ktoś napisał: „203”.
Podszedłem jeszcze raz do recepcjonistki i spytałem ją:
— Przepraszam, pokój 203 to, na którym będzie piętrze?
— Na ostatnim. Jak pan wysiądzie z windy, proszę kierować się w prawą stronę.
— Dziękuję. — Odpowiedziałem z uśmiechem na ustach, po czym skierowałem się w stronę wind.
Winda, nie była duża, jakaś dziesięcioosobowa. Od wewnątrz, cała pokryta lustrami. Nacisnąłem guzik z cyferką dziesięć. Nawet nie poczułem, kiedy ruszyła. Jedynym znakiem, poruszania się windy, były zmieniające się cyfry, na elektronicznym wyświetlaczu, umieszczonym tuż nad panelem z guzikami. Kiedy winda zatrzymała się na wybranym przeze mnie piętrze, rozległ się krótki, elektroniczny pisk, po czym nagrany głos jakiejś kobiety, obwieścił mi koniec podróży.
Metalowe drzwi, rozsunęły się. Za nimi znajdował się korytarz. Wyszedłem z kabiny i zgodnie ze wskazówkami recepcjonistki, skierowałem się w prawą stronę. Idąc korytarzem, po brązowym dywanie, mijając kolejne pokoje, do których prowadziły ciemne, drewniane drzwi, zastanawiałem się, dlaczego ktoś pomalował ściany, na taką zgniłozieloną barwę? Równolegle do podłogi, gdzieś tak na wysokości półtora metra, przymocowana do ściany ciągnęła się wzdłuż holu, wysoka na dziesięć centymetrów – drewniana listwa. Co kilkanaście metrów stały na dywanie duże gliniane donice, z jakimiś roślinami.
Muszę powiedzieć, że wystrój ten mi się spodobał, aczkolwiek moim zdaniem bardziej pasował on do Hollywoodzkiego horroru, niż do europejskiego hotelu.
W końcu dotarłem na miejsce.
Stanąłem przed drzwiami i zastanowiłem się. Mam wpierw zapukać? Czy może od razu wejść?
Przecież w końcu wiem, kto się znajduje wewnątrz tego pomieszczenia.
Postanowiłem, że jednak zapukam.
Po chwili, drzwi otworzyły się. W progu stanęła chyba najładniejsza kobieta, jaką dotąd widziałem. Czarne, sięgające do ramion włosy, brązowe i duże oczy, z podkreślonymi rzęsami. Szczupła sylwetka, odziana w białą i bardzo dopasowaną suknię. Odsłonięte ramiona i sporej wielkości dekolt. Usta pokryte czerwoną szminką, zachęcały wręcz do ich całowania. Dziewczyna podniosła prawą rękę do góry, dłonią obejmując ościeżnicę, odsłaniając tym samym, gąszcz czarnych włosków pod pachami, na których pobłyskiwały malutkie kropelki potu. Tak mnie ten widok podniecił, że fujara noszona przeze mnie w spodniach, omal nie rozwaliła mi rozporka, tak mocno się naprężyła. Wiem, że niektórzy uznają mnie za jakiegoś zboka, ale ja naprawdę to lubię.
— Nie przywitasz się? — Spytała mnie dźwięcznym głosem, który w uszach mych, zabrzmiał niczym wiosenny powiew wiatru.
— Cześć. — Tylko na tyle było mnie wówczas stać. Zamiast niekontrolowanego potoku bez składnych słów, rzuciłem się na nią, wpijając się w jej czerwone wargi, moimi wygłodniałymi ustami.
Złączyły się one, w mokrym i ognistym tańcu rozgrzanych języków. Masując dłońmi jej plecy, szybko zorientowałem się, że Karolina nie ma na sobie stanika. Gdy nieco niżej zsunąłem swe dłonie, kapnąłem się, że również majtki gdzieś zgubiła.
— Masz ochotę coś zjeść? — Spytała.
— Tak naprawdę to tylko ciebie. — Odpowiedziałem.
— A spaghetti z sosem boloneze?
— Od biedy, też może być.
— To chodź.
Zaprowadziła mnie do stolika, który stał przy dużym oknie balkonowym. Przykryty białym obrusem, na którym stały dwa świeczniki, z białymi i wysokimi świecami. Między nimi, w pojemniku z lodem chłodziła się butelka wina, a obok stały dwa, puste jeszcze kieliszki. Leżały na nim także dwa talerze oraz sztućce. Danie główne znajdowało się na chromo-niklowanym, stoliku na kółkach, znajdującym się przy stole. Chciałem obsłużyć Karolinę, ale nie pozwoliła mi na to.
— Ja ciebie zaprosiłam, i to ja jestem panią domu. Ty usiądź i czekaj.
— Dobrze skarbie.
Dziewczyna nałożyła nam po dość sporej porcji spaghetti, nalała wina do kieliszków i wznosząc toast powiedziała:
— Za nas.
— Za nas. — Poparłem ją, i wypiłem całą zawartość szkła.
— Smacznego. — Powiedziała.
— Wzajemnie. — Odparłem.
Jedliśmy w milczeniu, starając się nie przerywać tej, atrakcyjnej skądinąd ciszy.
Gdy skończyliśmy jeść, Karolina wstała i włączyła nastrojową muzykę. Następnie podeszła do mnie i zapytała się mnie:
— Czy zechce pan ze mną zatańczyć?
— Z przyjemnością. — Odparłem, wycierając usta papierową chusteczką.
Objąłem ją w pasie, a ona zarzuciła mi swe ręce na szyję, opierając na moim ramieniu swoją śliczną główkę. Pachniała jakimiś perfumami, których zapachu nie kojarzyłem z żadną znaną mi marką. Wiem jedno, zapach ten, świetnie przeplatał się, z wonią jej delikatnie spoconych pach. Była to mieszanina, kunsztu francuskich projektantów perfum, oraz naturalizmu Karoliny. Wpadłem całkowicie, można by rzec, że ‘po uszy’ zanurzyłem się w tej seksownej kompozycji zapachowej, mocniej przyciskając do siebie dziewczynę. Tak upłynął nam jeden utwór. W trakcie następnej piosenki, łapczywie się całowaliśmy, trzymając się przy tym za ręce. Byliśmy, jak dwoje zakochanych, młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają się poznawać.
Kiedy i ten utwór dobiegł końca, dziewczyna zaciągnęła mnie do łazienki. Było do niewielkie pomieszczenie, do którego projektant, znanym tylko sobie sposobem, wcisnął dużą, narożnikową wannę, umywalkę wraz z szafką oraz dużym, ‘wiszącym’ lustrem. Cała łazienka, była już mniej luksusowa. Białe i małe (10 x 10 cm) płytki leżały na podłodze oraz ścianach. Żadnych ozdobników nie było, listew przypodłogowych, czy też ozdobnych pasków. Zwykła, postkomunistyczna prostota. Karolina odkręciła kurek z wodą i dodała odrobinę płynu do kąpieli. Prawie natychmiast wokół nas, rozszedł się delikatny, lawendowy zapach. Dziewczyna zdjęła suknię i naga weszła do wanny. Mi tak szybko już nie poszło. Nim zdążyłem pościągać z siebie, wszystkie części garderoby, wanna zapełniła się do połowy swej objętości.
Woda, nie była bardzo gorąca tak, więc wejście do niej nie stanowiło większego problemu. Usiadłem naprzeciwko niej.
— Fantastyczna woda. — Powiedziałem, mocniej zanurzając w niej ciało.
— Tak. Przysuń się. — Wyszeptała. — Chcę poczuć twoją bliskość.
— Już się robi. — Odpowiedziałem i przytuliłem ją do siebie.
Karolina właściwie położyła się na mnie. Jej mokre piersi, oparły się o mój tors. Były jędrne. Sterczące sutki, od dusiły swój kształt na mojej skórze. Ja dłońmi chwyciłem jej krągłe pośladki, delikatnie rozdzielając je palcami. Między naszymi brzuchami, w całej swej okazałości, znajdował się mój sterczący penis. Otoczeni pianą, trwając w tej pozie, całowaliśmy się. Nasze ciała lśniły się, mokre od wody. Po kilku minutach, wzięliśmy w dłonie gąbki, i umyliśmy się nimi. Kiedy skończyliśmy, Karolina wyciągnęła z odpływu korek i spuściła wodę. Następnie odkręciła prysznic i spłukała nasze ciała z resztki piany. Po osuszeniu się białymi firmowymi ręcznikami, zaciągnęła mnie do wielkiego łoża, które stało na środku pokoju. Nie był to może jakiś szczególnie wyszukany mebel, aczkolwiek swymi gabarytami nadawał się na seksualne wygibasy. Szeroki materac powleczony białym i wykrochmalonym prześcieradłem, zapraszał nas do odwiedzin.
Tam, pod cienką pierzyną, zaczęliśmy się kochać.
Obydwoje zapragnęliśmy najpierw oralnej gry wstępnej, więc by nie było pokrzywdzonych, przeprowadziliśmy ją w tzw. pozycji 69.
Cała ta ‘zabawa’, jakoś się nam trochę przedłużyła w wyniku, czego skończyliśmy w tym samym momencie.
Naturalnie nie zamierzaliśmy, na tym poprzestać. Prawie natychmiast zaczęliśmy się przenikać. Zasób naszych wyobraźni, wachlarz pozycji, które zastosowaliśmy, zawstydziłby nie jedną aktorkę filmów dla dorosłych. W końcu, po godzinie intensywnego seksu, mokrzy od potu, łapczywie łapiąc oddech, położyliśmy się obok siebie. Karolina wtuliła się we mnie, głowę swą oparła mi na klatce piersiowej i bawiąc się moimi wilgotnymi oraz poskręcanymi włoskami na piersiach spytała:
— Twoja żona niczego nie podejrzewa?
— Nie wiem, Jacek dość ładnie to rozegrał, więc chyba nie. Przyszedł, udał, że wyciąga mnie na oblewanie Euzebiusza, a ta po chwili zadumy, pozwoliła mi wyjść. Poprosiła jedynie o to, bym nie wracał pijany do domu.
— Aha. Zatem możesz zostać tu ze mną do rana?
— Chciałbym — obróciłem głowę w jej stronę — bardzo bym chciał…
— Ale nie możesz?
— Na razie wolałbym nie. Im mniej wie, tym lepiej dla mnie. Lepiej dla nas.
— Masz rację. – Powiedziała smutna i ucałowała mnie w policzek. – Jednak trochę się martwię. Pewna rzecz nie daje mi spokoju, zachmurzone są me myśli.
— Czym się martwisz kotku?
— Bo chyba zostawiłam u ciebie swoje majtki.
— Gdzie?
— W łazience na kaloryferze.
— E tam. Wisiały tam też jej, na pewno się nie kapnie. — Powiedziałem pewnym głosem.
— Może się zorientować.
— Nie histeryzuj. — Rzekłem do niej i dałem jej buziaka.  — Wy wszystkie kupujecie takie same „sznurki”.
— Być może masz rację, jednak moje są… wyjątkowe.
— A to niby, dlaczego są takie niespotykane? Kupiłaś je od Francuskiego projektanta mody?
— Nie, na przedzie mają napis.
— Jaki?
— Karolina. — Odpowiedziała i spojrzała mi w oczy.
— O kurwa! — Krzyknąłem i usiadłem na materacu. — Nie mogłaś mi tego wcześniej powiedzieć?
— Zapomniałam.
— No to pięknie. Która jest godzina?
— Trzecia w nocy.
— Cóż będę się zwijać. — Powiedziałem do niej i wstałem z łóżka.
— Chcesz odejść? Przespałeś się ze mną i wracasz do żonki, ratować sytuację? — Oskarżyła mnie nagle.
— Nie mów tak. Kocham cie.
— Jeżeli kochasz, to zostań do rana.
Szczerze mówiąc zastanowiło mnie to.
Faktycznie, moja reakcja na to, co mi przed momentem powiedziała, tak właśnie wyglądała. Czy moje wyjście, coś by mi dało? Jeżeli Agata znalazła te nieszczęsne majtki, to i tak, nawet mój wcześniejszy powrót do domu, niczego już nie zmieni. Stałem teraz przy Karolinie, nagi i rozerwany pomiędzy dwie kobiety. Nagle usiadłem na materacu, dłonią pogłaskałem ją po spoconych włosach, które częściowo miała przyklejone do czoła, i powiedziałem:
— Masz całkowitą rację. — Po czym położyłem się z powrotem.
— Dziękuje.
— Nie masz, za co dziękować. Otworzyłaś mi oczy. Przed chwilą chciałem się zachować jak dupek.
— A jak twój synek? — Zmieniła temat, na inny – mniej kontrowersyjny. — Dużo płacze?
— Dobrze, nawet próbowałem go dziś wykąpać. — Odpowiedziałem, poprawiając się jeszcze na materacu.
— Próbowałeś?
— Tak. Niestety jak się później okazało, wodę do kąpieli przygotowałem ciut za gorącą.
— Oj. Jak mogłeś, cóż z ciebie za wyrodny ojciec? — Zaśmiała się.
— Jasne, kop leżącego — zakpiłem. — Żona dosyć mnie już zrugała.
— Jesteś słodki. — Rzekła i polizała mi sutka.
— Raczej słony. — Odpowiedziałem.
— Też. Smakuje mi ta twoja sól. Inne soki też masz dobre.
— Cieszy mnie to.
— Mnie też. Wiesz, jesteś pierwszy.
— Pierwszy? W czym?
— Twoje były pierwsze, które zjadłam.
— Hm? Super.
— Masz ochotę jeszcze raz mnie przelecieć?
— Mam.
Skończyliśmy kilkanaście minut później. Tym razem był to szybki numerek, bardziej nastawiony na szybkie osiągnięcie orgazmu, co nam się udało, niż na jakieś ‘wzloty ponad chmury’. Kiedy ochłonęliśmy, wtuleni w siebie zasnęliśmy.

Obudził nas budzik. Na wpół dobudzonym wzrokiem zerknąłem w jego stronę. Wskazówki wskazywały siódmą rano. Spojrzałem na Karolinę. Miała zamknięte oczy, nie mniej nie spała, ponieważ dyskretnie uśmiechała się pod nosem. Jezu! Jakaż ona była piękna! Jak pachniała? Zaciągając się nosem, czułem jej cudowny zapach. Zapach włosów, spoconym i rozgrzanym snem ciała. Pocałowałem ją i rzekłem:
— Na mnie już czas, skarbie ty mój.
— Wiem — odparła — w lodówce stoi butelka wódki, napij się trochę byś, chociaż odrobinę śmierdział alkoholem.
— Dobrze. — Rzekłem i poszedłem do aneksu kuchennego. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej, butelkę. Odkręciłem nakrętkę i przytknąłem szyjkę do ust.
Nawet nie wiem, kiedy połknąłem ponad trzy czwarte, jej zawartości. Następnie ubrałem się i poszedłem się pożegnać. Wychodząc od dziewczyny, czułem się strasznie. Ogromnie ciężko było mi zostawiać ją samą, rozgrzaną i chętną, w tym wielkim łóżku.
Idąc wzdłuż korytarza, dokończyłem flaszkę. Mając w sobie pół litra wódki, wypitej w iście ekspresowym tempie, wiedziałem, że muszę bardzo szybko dotrzeć do domu, bo inaczej droga zajmie mi znacznie więcej czasu. Dlatego jak tylko wyszedłem przed hotel, wsiadłem do pierwszej lepszej taksówki i powiedziałem kierowcy, dokąd ma mnie zawieść. Niestety, wypite poprzedniego wieczora wino, w połączeniu z dużą ilością wódki, uderzyło mnie nadzwyczaj mocno.

W efekcie tego połączenia, film urwał mi się już w Suchym Lesie. W ogóle nie pamiętam momentu, w którym dotarłem do domu. Co powiedziała mi Agata albo, czego mi nie powiedziała? W jaki sposób się położyłem, czy coś przedtem oglądałem oraz inne tego typu rzeczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz