POWRÓT DO DOMU
Obudził mnie
zapach świeżo zaparzonej kawy. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. W niej
zastałem nagą Karolinę siedzącą przy stole, na którym stał dzbanek z gorącym
napojem. Podszedłem do niej i pocałowałem ją.
— Dzień dobry kochanie — zacząłem —
jak się spało?
— Cudownie. — Odpowiedziała i
uśmiechnęła się do mnie. — Wyspałam się jak nigdy. Dzisiaj jedziesz po żonę?
— Tak. — Odparłem i upiłem odrobinę
kawy.
— Kiedy spotkamy się znowu? —
Pytając, spojrzała się na mnie swymi przepięknymi oczyma
— W poniedziałek. Wtedy wyjeżdża.
— Powiesz jej?
— Jak wróci, to jej powiem.
— Rozumiem. — Odpowiedziała spuszczając
nisko głowę. Natychmiast zauważyłem, że posmutniała, ale cóż mogłem zrobić?
Musiałem przecież to jakoś sensownie rozegrać, a nie tak na łapu-capu.
— Nie bój się. — Powiedziałem do
niej i ukląkłem przed nią. — Nie zostawię cię, nie mówiłem ci tego wszystkiego
tylko po to, by się z tobą przespać.
— Wiem. — Rzekła a z jej oczu poleciały
łzy. — Po prostu będę za tobą tęsknić. Ponadto jak sobie pomyślę, że będziesz
koło niej spał, to aż mnie skręca z zazdrości. Niby wiem, że to jest jeszcze
twoja żona, ale serce moje chciałoby by już było po wszystkim.
— Przykro mi, ale wszystko potoczyło
się tak nieprzewidywalnie szybko, że potrzebuję trochę czasu, żeby to elegancko
załatwić.
— Tak. Wiesz co, pójdę już sobie.
Zadzwoń do mnie jak będziesz mógł.
— Zadzwonię. Na pewno. —
Odpowiedziałem.
Pięć minut
później zamykałem za nią drzwi.
Prawdę mówiąc czułem się teraz
paskudnie. Kobieta, którą obdarzyłem uczuciem, wyszła a ja musiałem ubrać się i
pojechać po żonę, oraz synka. Co gorsza, musiałem udawać, że cieszę się na jej
widok. Jak to rozegrać miałem?
Przed odbiorem
rodziny pojechałem jeszcze do sklepu, kupić wszystkie potrzebne rzeczy. jakiś
kocyk, ubranka i tym podobne artykuły.
Jednak cały czas, w myślach mych
krążyła postać Karoliny. Wręcz do znudzenia przypominałem sobie jej twarz,
ciało i figurę. Rozpamiętywałem akt seksualny, do którego doszło minionej nocy,
tak mocno, aż rozpalonymi zmysłami poczułem wspomnienie jej smaku i zapachu.
W pewnym momencie, dostrzegłem, że
mi po prostu na jej punkcie odbiło. Pewnie, dlatego jeszcze przed wejściem do
szpitala, wyciągnąłem z kieszeni telefon komórkowy i zadzwoniłem.
— Tak słucham. — Usłyszałem jej
głos w słuchawce.
— Cześć, to ja Alojzy. —
Powiedziałem do słuchawki, z szybko bijącym sercem.
— Cześć skarbie. — Odpowiedziała
cicho. — Zapomniałeś o czymś?
— Czy ja powiedziałem ci rano, że
cię kocham?
— Nie. Nie powiedziałeś.
— Tak myślałem — zawiesiłem na
moment głos. — Kocham cię.
— Ja ciebie też. Jesteś jeszcze
przed szpitalem?
— Tak. Jakoś nie mogę do niego
wejść. Musiałem jeszcze raz usłyszeć twój głos.
— Miło mi.
— Kurwa! Już za tobą tęsknie. Byłem
przed momentem w sklepie, ale kompletnie nie mogłem skupić się na zakupach.
Krążyłem po nim jak otumaniony, w głowie miałem tylko twój obraz, zapach i
smak. Wspomnienie twego uśmiechu i głosu drążyło mi dziurę w mózgu, motyle w
brzuchu szalały i dalej szaleją, łaskotając mnie skrzydełkami od środka. Nie
wiem, nigdy wcześniej tak nie miałem. Zaskakuje mnie ta cała sytuacja.
— Ja za tobą też bardzo tęsknię.
Kiedy szłam do domu, to całą drogę płakałam.
— Dlaczego?
— Dlatego, że mężczyznę, mojego
mężczyznę musiałam zostawić. Wiesz jak się czułam?
— Jak kotku?
— Bałam się, że to wszystko, to
tylko mój sen, że jutro się obudzę, a ciebie przy mnie nie będzie.
— Będę. Ja cały czas myślę o tobie.
Nie potrafię, ani na chwilę zapomnieć twej osoby.
— Miśku nie zapomnisz. Jedź po
synka. Spotkamy się jak ona sobie pojedzie. Dobrze?
— Dobrze. To pa
— Pa.
Rozłączyłem się
i przytuliłem telefon do ust. Z oczu poleciały mi łzy.
— Musisz się pozbierać. —
Powiedziałem do siebie i po chwili wszedłem do budynku, przed którym stałem.
Agata była już
przygotowana do wyjścia. Kiedy tylko wszedłem, przywitała mnie słowami
przepełnionymi miłością żony do ukochanego męża.
— Co tak późno, kurwa jego mać?
Spojrzałem na zegarek (prezent od
niej), była dwunasta w południe.
— Jak późno? Dopiero jest południe.
— Miałeś przyjechać rano! Rano!
Kumasz różnicę między tymi porami dnia?
— Jesteś pewna, że to miałem być
ja? — Spytałem się jej będąc zdumionym i przygnębionym zarazem jej nagłym
wybuchem agresji
— A kto? Piotrek?
— Dlaczego z nim wyjeżdżasz?
— Bo zadajesz głupie pytania.
— Mogłaś zadzwonić do mnie i mi
powiedzieć, o której mam po ciebie przyjechać. — Syknąłem do niej, czując, że
już mnie wkurwiła.
— Nie mogłam, bateria siadła mi w
telefonie, za długo wczoraj rozmawiałam.
— Ciekawe, z kim? Pewnie z
Piotrkiem? — Spytałem sarkastycznie.
— A żebyś wiedział. On przynajmniej
rozumie fakt, że muszę się przygotować na poniedziałek.
— Jaki cudowny facet? No kurwa do
rany przyłóż. Fantastyczny gość, który rozumie, że mężatka i świeżo upieczona
mama, potrzebuje czasu do przygotowania się do powrotu do pracy. No normalnie
ten facet zasługuje na order jakiś. Mam „Opiekuna czyiś żon”.
— On przynajmniej nie jest na moim
utrzymaniu! — Krzyknęła na mnie w odpowiedzi. — Przepraszam, nie to miałam na
myśli. — Rzekła natychmiast, widząc zapewne sztylety w mych oczach — Jestem
trochę podenerwowana.
— Ok. Masz, ubierz synka i siebie. —
Powiedziałem do niej suchym tonem. — Ja poczekam na korytarzu.
Nie trwało to zbyt długo.
W domu byliśmy
koło czternastej, ponieważ musieliśmy jeszcze wjechać do biura Agaty.
Euzebiusz, jak każdy niemowlak,
praktycznie całą drogę przespał. W domu również nie sprawiał problemów. Żona
zmieniała mu pieluchy i karmiła mlekiem z proszku, które dla mnie osobiście
pachniało, a w zasadzie to śmierdziało, bliżej niezidentyfikowanym odorem.
Prawie nie rozmawialiśmy ze sobą,
ponieważ Agata, tak jak zresztą zapowiedziała przygotowywała się do
poniedziałkowego wyjazdu.
Wieczorem przyszedł czas na
pierwszą kąpiel.
Zaniosłem
wanienkę do łazienki by nalać do niej ciepłej wody.
Jak już powiedziałem na wstępie,
obydwoje nie byliśmy zbytnio przygotowani na dziecko. Dlatego więc temperaturę
wody sprawdziłem dłonią.
— Może być. — Powiedziałem do
siebie pewnym tonem, nie zagłębiając się mocniej w temat, zakładając, że skoro
mnie woda w wanience nie parzy to na bank jest dobra i poszedłem po synka.
Malutki człowieczek, jest taki
kruchy. Malutkie piąstki, cały czas mocno zaciśnięte. Otwarte szeroko oczy,
którymi jeszcze nie widzi dokładnie i niebieski od Jodyny, niezarośnięty pępek,
do którego przymocowany był plastikowy zacisk.
Podszedłem do Euzebiusza i
delikatnie, tak by go w żaden, chodź by i przypadkowy sposób nie uszkodzić,
wziąłem go na ręce.
— Chodź Ebi, tatuś cię wykąpie.
Będziesz czyściutki i pachnący. Tata kupił dla swojego chłopaka, taki
specjalny, lawendowy płyn do kąpieli. — Mówiłem do synka z takim przekonaniem,
jakby ten mnie całkowicie rozumiał.
Kiedy wszedłem do łazienki,
podszedłem do wanienki i powoli włożyłem go, do przygotowanej przeze mnie wody.
Naturalnie tego, co do niego
mówiłem wcześniej, Euzebiusz nie zrozumiał. Natomiast bardzo dobrze zrozumiał
to, że przygotowana przeze mnie woda, która znajdowała się w jego wanience, była
za gorąca.
— Aaaaaaaaa! — Jak zapłakał? —
Aaaaaaa! — No wrzeszczał kurwa wniebogłosy. Tak się wystraszyłem tego jego
nagłego wrzasku, że wypuściłem go z rąk, wprost do tej, za ciepłej jak się
okazało wody.
Wtedy dopiero pokazał, na co było stać
jego niemowlęce gardło.
— Co ty mu robisz?! — Wrzaskiem
spytała mnie Agata.
— Kąpię go, a przynajmniej próbuję.
— Odpowiedziałem jej, jednocześnie moimi trzęsącymi się dłońmi przytulając do
siebie wrzeszczącego syna.
Żona włożyła do wody łokieć i
orzekła.
— Czy ty głupi jesteś? — Ta woda to
dla niego wrzątek.
— Jaki wrzątek? Przecież sprawdzałem
jej temperaturę własną dłonią.
— Ty kretynie! Wodę sprawdza się
łokciem, a nie dłonią. Czy on ma skórę taką grubą jak ty?
— Nie.
— No właśnie. Następnym razem
pomyśl baranie, nim coś zrobisz.
Po tych słowach, dolała do wanny
zimnej wody i pierwszą kąpiel dokończyła sama.
W swojej wspaniałomyślności,
pozwoliła mi nakarmić swojego synka i położyć go spać.
— Pogadamy? — Zapytałem się jej,
kiedy malec usnął.
— Nie mam teraz czasu. Pooglądaj
sobie telewizor.
— Nie za bardzo mnie on interesuje.
Wystarczająco dobrze mu się przyjrzałem przy zakupie.
— Miałam na myśli telewizje.
— No coś ty? Kiedy ja wolałbym z
tobą spędzić trochę czasu.
— Nie mogę. Może w nocy
wygospodaruję kilka minut.
— Wygospodaruje?.— Odparłem i
podszedłem do kominka chcąc sięgnąć z niego piloty. Wtedy usłyszeliśmy dzwonek
do drzwi.
— Pójdę sprawdzić, kto to? —
Powiedziałem do niej.
— Mhy. — Wysapała.
Otworzyłem je i ujrzałem Jacka.
Wszedł do środka i powiedział:
— Cześć Agata.
— Cześć. — Odpowiedziała mu, nie
podnosząc nawet wzroku znad dokumentów. — Może iść z tobą po chlać. — Dodała po
chwili.
— A może wrócić rano? — Spytał się
jej.
— Może, tylko dopilnuj, by wrócił
trzeźwy.
— Oczywiście, że będzie trzeźwy.
Za, kogo nas masz?
— Przepraszam — zacząłem — mnie nie zapytasz czy mam ochotę? Może nie
chce mi się pić?
— Uwierz mi, chcesz się napić. —
Powiedział, po czym spojrzał mi porozumiewawczo w oczy.
— Wiesz, co? Masz kurwa całkowitą
rację! Chcę się napić. Bardzo chcę. Mam ogromną ochotę wlać w siebie morze
wódki.
— To zakładaj buty i wychodzimy.
— Ok.
Założyłem
niebieskie adidasy, które może i średnio pasowały do grafitowych dżinsów, które
miałem, że tak powiem założone na dupę oraz różowego podkoszulka. Kiedy
wyszliśmy na ulicę, Jacek powiedział do mnie:
— Podziękujesz mi później. — Następnie,
ręką wskazał taksówkę, która stała zaparkowana kilkadziesiąt metrów dalej.
— Tam stoi twój powóz. Wsiądź do
niego i jedź.
— A ty?
— Ja wrócę sobie autobusem. Bawcie
się dobrze. — To powiedziawszy poszedł w stronę przystanku.
Wsiadłem do zamówionej
taksówki. Taksówkarz odwrócił się w moją stronę i podał mi jakąś złożoną kartkę
papieru. Po rozłożeniu jej, oczom mym ukazał się napis:
„ Przyjedź. Taksówka jest
zapłacona, a kierowca wie, dokąd ma jechać”
— Ruszamy? — Odezwał się do mnie,
kiedy uznał, że minęło już wystarczająco dużo czasu, bym zdążył przeczytać,
pachnący liścik. Przez moment czułem się jak bym cofną się w czasie i pod
osłoną nocy udawał się na potajemną schadzkę. W zasadzie tak właśnie było
— Tak. Można u pana zapalić?
— Można, ale za dodatkową opłatą.
— Ile ta przyjemność u pana
kosztuje?
— Dwie dychy. — Odparł bez
skrępowania.
— Proszę. — Powiedziałem do niego,
wręczając mu właściwy banknot. Następnie zapaliłem papierosa.
— Ale proszę, niech pan uchyli chociaż
szybę.
— A tak… przepraszam.
— Nic się nie stało. Dziewczyna?
— Nie, chłopak. — Odpowiedziałem
odruchowo, myślami będąc już koło Karoliny.
— Aha. — Odparł zniesmaczonym tonem.
— Proszę wybaczyć, ale nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do tych … skłonności.
— Do czego?
— Do was.
— Ale, co pan ma w tej chwili na
myśli?
— Bóg stworzył ten świat inaczej.
— Boja wiem czy inaczej? Raz jest
dziewczyna, a innym razem chłopak. Nie widzę w tym nic dziwnego. Tak bywa.
— To jest… uch.
— Takie jest życie. Ja nie mam na
to wpływu. Myślałem nad dziewczyną, nawet w pewnej chwili chciałem mieć
dziewuchę, jednak wszystkie znaki na ziemi mówiły mi, że chłopak będzie lepszy.
— W czym lepszy?
— We wszystkim. No wie pan. Ma
siusiaka i spermę, silne ramiona i zarost na twarzy. Innymi słowy same plusy.
— Panie, nie chce tego słuchać! Jak
tak można!?
— Ale, co można? Każdy facet chce
mieć chłopaka, a jak mówi, że nie, to kłamie. Owszem, dziewczyny też są ważne,
ale chłopacy są ważniejsi.
— Ja! Ja na przykład, nie chcę mieć
chłopaka! — Wrzasnął nagle na mnie taksówkarz.
— Nie to nie. Panie, co się pan tak
denerwujesz?
— Wkurwiam się, bo nasz świat już stanął
na głowie. Wszędzie tylko same pedały i lesbijki. Rzygać się człowiekowi chce.
Żeby chłop z chłopem, a baba z babą? Gdzie się podziała ‘normalność’? Jak tak
dalej pójdzie, to tylko z próbówki będą się dzieci rodziły!
— Ale, co mi pan tak nagle z
homoseksualistami wyjeżdża?
— Pan pierwszy zaczął.
— Zaczął? Co zaczął? Przecież
siedzę grzecznie tu z tyłu, nie mrugam do pana, nie podszczypuję w tyłek, ani
nic z tych rzeczy, więc jak kurwa zaczął?!
— Normalnie! Pytam pana,
dziewczyna? A pan odpowiada, że chłopak.
— Aha teraz już rozumiem, pan
pytał, czy jedziemy do dziewczyny?
— Tak.
— A ja zrozumiałem, że pan pyta się
o to, co mi się parę dni temu urodziło.
— Co?
— Dobra, jedziemy do kobiety, a
urodził mi się synek.
— Aha. Ok. no to się wyjaśniło. —
Wyraźnie odetchnął z ulgą. — A ja już myślałem, żeś pan jest pedałem.
— Nie, bez obaw, jestem normalnym
hetero. Kocham kobiety i nie zamierzam tego zmieniać.
— To dobrze.
Dalsza część
rozmowy dotyczyła już jakiś bzdur.
Podjechaliśmy pod hotel. Taksówkarz
zatrzymał samochód tuż przed samym wejściem. Do ogromnego budynku z mnóstwem
okien i balkonów prowadziły szerokie, lastrykowe schody. Nad nimi – swą
przeźroczystością – rozpościerał się szklany dach, który zakotwiczony był w
fasadzie budynku, a podparty u spodu schodów, metalowymi kolumnami. Dzięki
niemu, nawet w deszczowy dzień można było wyjść na schody nie martwiąc się o
zmoknięcie. Zresztą samo już zastosowanie lastryka na ww stopniach, wymusiło na
właścicielu hotelu zbudowanie, takiego właśnie zadaszenia. Drzwi, które
prowadziły do wewnątrz, były pozostałością socjalizmu. Zrobione z kiepskiej,
jakości aluminium bardziej odstraszały, niż przyciągały ewentualnych gości, do
skorzystania z usług hotelu. Wiedziałem, że nie ocenia się książki po okładce,
nie mniej menadżer tejże instytucji, moim zdaniem bardziej mógłby zadbać o
zewnętrzny wizerunek budynku. Jeszcze ta nazwa, która w otoczeniu anten sieci
komórkowych, dumnie prezentowała się na szczycie dachu – 'IKAR’! — Żeby tylko
nie było tak jak z prawdziwym. Wysokie loty – tragiczne lądowanie. — Pomyślałem
sobie.
— Proszę. Jesteśmy na miejscu.
Życzę miłego pobytu. — Grzecznym i uprzejmym tonem powiedział do mnie
jednoosobowy przedsiębiorca.
— Dziękuję. Ile za kurs? — Spytałem
kurtuazyjnie.
— Jest już zapłacony.
— W takim razie, do widzenia.
— Do widzenia. — Odpowiedział, nie
odwracając głowy.
Wysiadłem z
taksówki i skierowałem się w stronę drzwi, które o dziwo okazały się
automatyczne, dlatego ‘widząc’, że się zbliżam, rozsunęły się.
Hol hotelu, był dość duży. W głębi
po lewej stronie, patrząc od wejścia, znajdowały się schody, prowadzące na
wyższe piętra. Naprzeciwko mnie, znajdowała się recepcja, natomiast po prawej
stronie, umieszczono kilka stolików, przy których można było usiąść i poczytać
gazetę, lub napić się kawy, zakupionej w hotelowej restauracji. Po między
stolikami w dużych, ceglanych acz szkliwionych donicach, stały jakieś bliżej
nieznane mi rośliny. Ni to drzewa, ni krzaki. Ot jakieś tam wysokie badyle z
ogromnymi i zielonymi liśćmi. Stoliki zaś były ładne, drewniane, na których
leżały białe obrusy. Wokoło nich poustawiane były niskie fotele, a gdzie nie
gdzie nawet kanapy. Zastępowały one tradycyjne krzesła, zapewne po to by gość
hotelowy mógł poczuć się wygodniej, zwłaszcza podczas delektowania się
zakupioną kawą.
Do recepcji, od drzwi prowadził
szeroki na dwa metry, czerwony chodnik.
Za ladą
recepcji, stała młoda i ładna dziewczyna, a może kobieta? Ze względu na mocny
makijaż, trudno mi było określić jej wiek. Miała na sobie firmowy żakiet, z
zielonkawym emblematem, na którym widniał – zrobiony ze złotych literek –
napis – ‘IKAR’. Pod nim wisiał już
znacznie mniejszy z jej imieniem i nazwiskiem oraz zajmowanym stanowiskiem.
Włosy miała chyba czarne, gdyż na głowie nosiła fikuśny berecik, który
zasłaniał jej całą fryzurę. Podszedłem do recepcjonistki i przedstawiłem się.
— Dobry wieczór. Alojzy Kutwa…
— A to pan. Proszę bardzo, mam to
panu przekazać — przerwała i podała mi jakąś różową kopertę.
— Dziękuję. — Odpowiedziałem i
odszedłem kilka kroków w głąb holu.
Po otwarciu koperty, w środku
znalazłem małą karteczkę, na której ktoś napisał: „203”.
Podszedłem jeszcze raz do
recepcjonistki i spytałem ją:
— Przepraszam, pokój 203 to, na
którym będzie piętrze?
— Na ostatnim. Jak pan wysiądzie z
windy, proszę kierować się w prawą stronę.
— Dziękuję. — Odpowiedziałem z
uśmiechem na ustach, po czym skierowałem się w stronę wind.
Winda, nie była duża, jakaś
dziesięcioosobowa. Od wewnątrz, cała pokryta lustrami. Nacisnąłem guzik z
cyferką dziesięć. Nawet nie poczułem, kiedy ruszyła. Jedynym znakiem,
poruszania się windy, były zmieniające się cyfry, na elektronicznym
wyświetlaczu, umieszczonym tuż nad panelem z guzikami. Kiedy winda zatrzymała
się na wybranym przeze mnie piętrze, rozległ się krótki, elektroniczny pisk, po
czym nagrany głos jakiejś kobiety, obwieścił mi koniec podróży.
Metalowe drzwi, rozsunęły się. Za
nimi znajdował się korytarz. Wyszedłem z kabiny i zgodnie ze wskazówkami
recepcjonistki, skierowałem się w prawą stronę. Idąc korytarzem, po brązowym
dywanie, mijając kolejne pokoje, do których prowadziły ciemne, drewniane drzwi,
zastanawiałem się, dlaczego ktoś pomalował ściany, na taką zgniłozieloną barwę?
Równolegle do podłogi, gdzieś tak na wysokości półtora metra, przymocowana do
ściany ciągnęła się wzdłuż holu, wysoka na dziesięć centymetrów – drewniana
listwa. Co kilkanaście metrów stały na dywanie duże gliniane donice, z jakimiś
roślinami.
Muszę powiedzieć, że wystrój ten mi
się spodobał, aczkolwiek moim zdaniem bardziej pasował on do Hollywoodzkiego horroru,
niż do europejskiego hotelu.
W końcu dotarłem na miejsce.
Stanąłem przed
drzwiami i zastanowiłem się. Mam wpierw zapukać? Czy może od razu wejść?
Przecież w końcu wiem, kto się
znajduje wewnątrz tego pomieszczenia.
Postanowiłem, że jednak zapukam.
Po chwili, drzwi otworzyły się. W
progu stanęła chyba najładniejsza kobieta, jaką dotąd widziałem. Czarne, sięgające
do ramion włosy, brązowe i duże oczy, z podkreślonymi rzęsami. Szczupła
sylwetka, odziana w białą i bardzo dopasowaną suknię. Odsłonięte ramiona i
sporej wielkości dekolt. Usta pokryte czerwoną szminką, zachęcały wręcz do ich
całowania. Dziewczyna podniosła prawą rękę do góry, dłonią obejmując
ościeżnicę, odsłaniając tym samym, gąszcz czarnych włosków pod pachami, na
których pobłyskiwały malutkie kropelki potu. Tak mnie ten widok podniecił, że
fujara noszona przeze mnie w spodniach, omal nie rozwaliła mi rozporka, tak
mocno się naprężyła. Wiem, że niektórzy uznają mnie za jakiegoś zboka, ale ja
naprawdę to lubię.
— Nie przywitasz się? — Spytała
mnie dźwięcznym głosem, który w uszach mych, zabrzmiał niczym wiosenny powiew
wiatru.
— Cześć. — Tylko na tyle było mnie
wówczas stać. Zamiast niekontrolowanego potoku bez składnych słów, rzuciłem się
na nią, wpijając się w jej czerwone wargi, moimi wygłodniałymi ustami.
Złączyły się one, w mokrym i
ognistym tańcu rozgrzanych języków. Masując dłońmi jej plecy, szybko
zorientowałem się, że Karolina nie ma na sobie stanika. Gdy nieco niżej zsunąłem
swe dłonie, kapnąłem się, że również majtki gdzieś zgubiła.
— Masz ochotę coś zjeść? — Spytała.
— Tak naprawdę to tylko ciebie. —
Odpowiedziałem.
— A spaghetti z sosem boloneze?
— Od biedy, też może być.
— To chodź.
Zaprowadziła
mnie do stolika, który stał przy dużym oknie balkonowym. Przykryty białym
obrusem, na którym stały dwa świeczniki, z białymi i wysokimi świecami. Między
nimi, w pojemniku z lodem chłodziła się butelka wina, a obok stały dwa, puste
jeszcze kieliszki. Leżały na nim także dwa talerze oraz sztućce. Danie główne
znajdowało się na chromo-niklowanym, stoliku na kółkach, znajdującym się przy
stole. Chciałem obsłużyć Karolinę, ale nie pozwoliła mi na to.
— Ja ciebie zaprosiłam, i to ja
jestem panią domu. Ty usiądź i czekaj.
— Dobrze skarbie.
Dziewczyna nałożyła nam po dość
sporej porcji spaghetti, nalała wina do kieliszków i wznosząc toast
powiedziała:
— Za nas.
— Za nas. — Poparłem ją, i wypiłem
całą zawartość szkła.
— Smacznego. — Powiedziała.
— Wzajemnie. — Odparłem.
Jedliśmy w milczeniu, starając się
nie przerywać tej, atrakcyjnej skądinąd ciszy.
Gdy skończyliśmy jeść, Karolina
wstała i włączyła nastrojową muzykę. Następnie podeszła do mnie i zapytała się mnie:
— Czy zechce pan ze mną zatańczyć?
— Z przyjemnością. — Odparłem,
wycierając usta papierową chusteczką.
Objąłem ją w
pasie, a ona zarzuciła mi swe ręce na szyję, opierając na moim ramieniu swoją
śliczną główkę. Pachniała jakimiś perfumami, których zapachu nie kojarzyłem z
żadną znaną mi marką. Wiem jedno, zapach ten, świetnie przeplatał się, z wonią
jej delikatnie spoconych pach. Była to mieszanina, kunsztu francuskich projektantów
perfum, oraz naturalizmu Karoliny. Wpadłem całkowicie, można by rzec, że ‘po
uszy’ zanurzyłem się w tej seksownej kompozycji zapachowej, mocniej
przyciskając do siebie dziewczynę. Tak upłynął nam jeden utwór. W trakcie
następnej piosenki, łapczywie się całowaliśmy, trzymając się przy tym za ręce.
Byliśmy, jak dwoje zakochanych, młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają się
poznawać.
Kiedy i ten utwór dobiegł końca,
dziewczyna zaciągnęła mnie do łazienki. Było do niewielkie pomieszczenie, do
którego projektant, znanym tylko sobie sposobem, wcisnął dużą, narożnikową
wannę, umywalkę wraz z szafką oraz dużym, ‘wiszącym’ lustrem. Cała łazienka,
była już mniej luksusowa. Białe i małe (10 x 10 cm) płytki leżały na podłodze
oraz ścianach. Żadnych ozdobników nie było, listew przypodłogowych, czy też
ozdobnych pasków. Zwykła, postkomunistyczna prostota. Karolina odkręciła kurek
z wodą i dodała odrobinę płynu do kąpieli. Prawie natychmiast wokół nas,
rozszedł się delikatny, lawendowy zapach. Dziewczyna zdjęła suknię i naga
weszła do wanny. Mi tak szybko już nie poszło. Nim zdążyłem pościągać z siebie,
wszystkie części garderoby, wanna zapełniła się do połowy swej objętości.
Woda, nie była bardzo gorąca tak,
więc wejście do niej nie stanowiło większego problemu. Usiadłem naprzeciwko niej.
— Fantastyczna woda. — Powiedziałem,
mocniej zanurzając w niej ciało.
— Tak. Przysuń się. — Wyszeptała. —
Chcę poczuć twoją bliskość.
— Już się robi. — Odpowiedziałem i
przytuliłem ją do siebie.
Karolina
właściwie położyła się na mnie. Jej mokre piersi, oparły się o mój tors. Były
jędrne. Sterczące sutki, od dusiły swój kształt na mojej skórze. Ja dłońmi
chwyciłem jej krągłe pośladki, delikatnie rozdzielając je palcami. Między
naszymi brzuchami, w całej swej okazałości, znajdował się mój sterczący penis. Otoczeni
pianą, trwając w tej pozie, całowaliśmy się. Nasze ciała lśniły się, mokre od
wody. Po kilku minutach, wzięliśmy w dłonie gąbki, i umyliśmy się nimi. Kiedy
skończyliśmy, Karolina wyciągnęła z odpływu korek i spuściła wodę. Następnie
odkręciła prysznic i spłukała nasze ciała z resztki piany. Po osuszeniu się
białymi firmowymi ręcznikami, zaciągnęła mnie do wielkiego łoża, które stało na
środku pokoju. Nie był to może jakiś szczególnie wyszukany mebel, aczkolwiek
swymi gabarytami nadawał się na seksualne wygibasy. Szeroki materac powleczony
białym i wykrochmalonym prześcieradłem, zapraszał nas do odwiedzin.
Tam, pod cienką pierzyną,
zaczęliśmy się kochać.
Obydwoje zapragnęliśmy najpierw
oralnej gry wstępnej, więc by nie było pokrzywdzonych, przeprowadziliśmy ją w tzw.
pozycji 69.
Cała ta ‘zabawa’, jakoś się nam trochę
przedłużyła w wyniku, czego skończyliśmy w tym samym momencie.
Naturalnie nie zamierzaliśmy, na
tym poprzestać. Prawie natychmiast zaczęliśmy się przenikać. Zasób naszych
wyobraźni, wachlarz pozycji, które zastosowaliśmy, zawstydziłby nie jedną
aktorkę filmów dla dorosłych. W końcu, po godzinie intensywnego seksu, mokrzy
od potu, łapczywie łapiąc oddech, położyliśmy się obok siebie. Karolina wtuliła
się we mnie, głowę swą oparła mi na klatce piersiowej i bawiąc się moimi
wilgotnymi oraz poskręcanymi włoskami na piersiach spytała:
— Twoja żona niczego nie
podejrzewa?
— Nie wiem, Jacek dość ładnie to
rozegrał, więc chyba nie. Przyszedł, udał, że wyciąga mnie na oblewanie
Euzebiusza, a ta po chwili zadumy, pozwoliła mi wyjść. Poprosiła jedynie o to,
bym nie wracał pijany do domu.
— Aha. Zatem możesz zostać tu ze
mną do rana?
— Chciałbym — obróciłem głowę w jej
stronę — bardzo bym chciał…
— Ale nie możesz?
— Na razie wolałbym nie. Im mniej
wie, tym lepiej dla mnie. Lepiej dla nas.
— Masz rację. – Powiedziała smutna
i ucałowała mnie w policzek. – Jednak trochę się martwię. Pewna rzecz nie daje
mi spokoju, zachmurzone są me myśli.
— Czym się martwisz kotku?
— Bo chyba zostawiłam u ciebie
swoje majtki.
— Gdzie?
— W łazience na kaloryferze.
— E tam. Wisiały tam też jej, na
pewno się nie kapnie. — Powiedziałem pewnym głosem.
— Może się zorientować.
— Nie histeryzuj. — Rzekłem do niej
i dałem jej buziaka. — Wy wszystkie
kupujecie takie same „sznurki”.
— Być może masz rację, jednak moje
są… wyjątkowe.
— A to niby, dlaczego są takie
niespotykane? Kupiłaś je od Francuskiego projektanta mody?
— Nie, na przedzie mają napis.
— Jaki?
— Karolina. — Odpowiedziała i
spojrzała mi w oczy.
— O kurwa! — Krzyknąłem i usiadłem
na materacu. — Nie mogłaś mi tego wcześniej powiedzieć?
— Zapomniałam.
— No to pięknie. Która jest
godzina?
— Trzecia w nocy.
— Cóż będę się zwijać. —
Powiedziałem do niej i wstałem z łóżka.
— Chcesz odejść? Przespałeś się ze
mną i wracasz do żonki, ratować sytuację? — Oskarżyła mnie nagle.
— Nie mów tak. Kocham cie.
— Jeżeli kochasz, to zostań do
rana.
Szczerze mówiąc
zastanowiło mnie to.
Faktycznie, moja reakcja na to, co
mi przed momentem powiedziała, tak właśnie wyglądała. Czy moje wyjście, coś by
mi dało? Jeżeli Agata znalazła te nieszczęsne majtki, to i tak, nawet mój
wcześniejszy powrót do domu, niczego już nie zmieni. Stałem teraz przy
Karolinie, nagi i rozerwany pomiędzy dwie kobiety. Nagle usiadłem na materacu,
dłonią pogłaskałem ją po spoconych włosach, które częściowo miała przyklejone
do czoła, i powiedziałem:
— Masz całkowitą rację. — Po czym
położyłem się z powrotem.
— Dziękuje.
— Nie masz, za co dziękować.
Otworzyłaś mi oczy. Przed chwilą chciałem się zachować jak dupek.
— A jak twój synek? — Zmieniła
temat, na inny – mniej kontrowersyjny. — Dużo płacze?
— Dobrze, nawet próbowałem go dziś
wykąpać. — Odpowiedziałem, poprawiając się jeszcze na materacu.
— Próbowałeś?
— Tak. Niestety jak się później
okazało, wodę do kąpieli przygotowałem ciut za gorącą.
— Oj. Jak mogłeś, cóż z ciebie za
wyrodny ojciec? — Zaśmiała się.
— Jasne, kop leżącego — zakpiłem. —
Żona dosyć mnie już zrugała.
— Jesteś słodki. — Rzekła i
polizała mi sutka.
— Raczej słony. — Odpowiedziałem.
— Też. Smakuje mi ta twoja sól.
Inne soki też masz dobre.
— Cieszy mnie to.
— Mnie też. Wiesz, jesteś pierwszy.
— Pierwszy? W czym?
— Twoje były pierwsze, które
zjadłam.
— Hm? Super.
— Masz ochotę jeszcze raz mnie
przelecieć?
— Mam.
Skończyliśmy kilkanaście minut
później. Tym razem był to szybki numerek, bardziej nastawiony na szybkie
osiągnięcie orgazmu, co nam się udało, niż na jakieś ‘wzloty ponad chmury’. Kiedy
ochłonęliśmy, wtuleni w siebie zasnęliśmy.
Obudził nas
budzik. Na wpół dobudzonym wzrokiem zerknąłem w jego stronę. Wskazówki
wskazywały siódmą rano. Spojrzałem na Karolinę. Miała zamknięte oczy, nie mniej
nie spała, ponieważ dyskretnie uśmiechała się pod nosem. Jezu! Jakaż ona była
piękna! Jak pachniała? Zaciągając się nosem, czułem jej cudowny zapach. Zapach
włosów, spoconym i rozgrzanym snem ciała. Pocałowałem ją i rzekłem:
— Na mnie już czas, skarbie ty mój.
— Wiem — odparła — w lodówce stoi butelka
wódki, napij się trochę byś, chociaż odrobinę śmierdział alkoholem.
— Dobrze. — Rzekłem i poszedłem do
aneksu kuchennego. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej, butelkę. Odkręciłem
nakrętkę i przytknąłem szyjkę do ust.
Nawet nie wiem, kiedy połknąłem
ponad trzy czwarte, jej zawartości. Następnie ubrałem się i poszedłem się
pożegnać. Wychodząc od dziewczyny, czułem się strasznie. Ogromnie ciężko było
mi zostawiać ją samą, rozgrzaną i chętną, w tym wielkim łóżku.
Idąc wzdłuż korytarza, dokończyłem
flaszkę. Mając w sobie pół litra wódki, wypitej w iście ekspresowym tempie,
wiedziałem, że muszę bardzo szybko dotrzeć do domu, bo inaczej droga zajmie mi
znacznie więcej czasu. Dlatego jak tylko wyszedłem przed hotel, wsiadłem do
pierwszej lepszej taksówki i powiedziałem kierowcy, dokąd ma mnie zawieść.
Niestety, wypite poprzedniego wieczora wino, w połączeniu z dużą ilością wódki, uderzyło mnie nadzwyczaj mocno.
W efekcie tego połączenia, film
urwał mi się już w Suchym Lesie. W ogóle nie pamiętam momentu, w którym
dotarłem do domu. Co powiedziała mi Agata albo, czego mi nie powiedziała? W
jaki sposób się położyłem, czy coś przedtem oglądałem oraz inne tego typu
rzeczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz