poniedziałek, 18 marca 2013

Poród rozdział I - poród


                                                                  Poród              

Leżałem na materacu, pościelonym pięknym, białym i jedwabnym prześcieradłem. Poduszka, o którą opierałem głowę, również obłożona była takim samym materiałem. Używamy z żoną, tej właśnie delikatnej pościeli, ponieważ jest nas na nią po prostu stać.
Na mnie, okrakiem siedziała śliczna blondwłosa kobieta, o imieniu Agata. Miała dwadzieścia dziewięć lat i była w zaawansowanej ciąży. Zamknęła oczy, skrywając pod powiekami, błękitne koraliki. Jej powieki ozdobione były bardzo długimi rzęsami. Jasne i zawinięte pod górę. Twarz miała pociągłą oraz piegowate policzki, lecz bez przesady. Na czole nosiła ledwie widoczną bliznę, która była efektem jej szalonego skądinąd dzieciństwa.
Jak już wspomniałem, siedziała na mnie, pozwalając mi penetrować swoje wnętrze. Co prawda lekarz ginekolog, ostrzegał nas, że uprawianie seksu w połowie ósmego miesiąca, może być wysoce ryzykowną zabawą, ale po wypiciu lampki wina i zjedzeniu nastrojowej kolacji, bez szczególnego namysłu, oddaliśmy się seksualnej namiętności.
Agata nosiła przed sobą duży, żeby nie powiedzieć monstrualny brzuch. Nie mniej, mimo swoich rozmiarów, był wyjątkowo, że tak powiem – foremny. Zaczynał się tuż pod mostkiem i zataczając ładne acz szerokie koło, kończył się tuż przy łonie. Skóra na nim, napięta była, chyba już do maksimum swych możliwości.
Ku mojej nieskrywanej radości, piersi mojej żony, od czasów zapłodnienia urosły ze trzy rozmiary. W tym intymnym momencie wisiały nade mną, bujając się raz w lewo raz w prawo wręcz prosząc się o odrobinę pieszczot. Niestety w tej pozycji, nie mogłem ich polizać, więc musiałem się zadowolić masażem ręcznym, czując jak pod wpływem tego dotyku, jej rozciągnięte sutki twardnieją.
W trakcie tej zabawy, Agata powoli, ale rytmicznie poruszała biodrami, wpuszczając ‘go’ do siebie raz głębiej, raz płycej. Kiedy pieszczenie jej piersi już mi się znudziło, położyłem swe dłonie, na żony brzuchu, czując nimi mocne ruchy dziecka.
Niebotyczne uczucie.
Zawsze nurtowało mnie jedno pytanie – czy dziecko wie, kiedy rodzice się kochają? – Nasz ginekolog, stanowczo twierdził, że tak. Oczywiście nie na zasadzie, iż wie, że tatuś ‘bzyka’ mamusie, ale osiąganie przez mamę orgazmu, również i na niego wpływało pozytywnie.
Nawet dobrze, że nam to wyjaśnił, gdyż przez dłuższą chwilę bałem się, że nasz nienarodzony synek, widzi mojego penisa.
Wiecie, widok takiego olbrzyma, mógłby wywołać u niego trwały uszczerbek na zdrowiu, zwłaszcza tym psychicznym.
Agata nagle przyspieszyła swoje ruchy. Wiedziałem, że to oznaczało, iż właśnie zaczynała zbliżać się do końca. Im szybciej się poruszała, tym większą sprawiała mi przyjemność. W pewnym momencie, przekroczyła granicę, za której ja już nie mogłem kontrolować czasu swojego wytrysku.
Udało nam się osiągnąć rozkosz, mniej więcej w tej samej chwili.
Jako że od paru dni, niczego takiego nie robiliśmy, a i również ja ręcznie sobie nie pomagałem, ilość wstrzelonego nasienia była ogromna.
Agata ma tylko jedną małą przywarę, kiedy osiąga orgazm w pozycji na jeźdźca, zawsze zmyka swoje dłonie na mojej owłosionej klacie, co zwykle skutkuje źle wykonaną depilacją. Nie wspomnę tu o tym, że boli to jak kurwa mać. Odrzuca jeszcze głowę do tyłu, krzycząc przy tym:
— Jesteś boski! Aaa! Co za rozkosz. Moja cipka chce cię poślubić.
— Przecież, ją poślubiłem. — Odpowiadam, jej zazwyczaj wtedy.
Tym razem, było jednak inaczej. Chwyciła się obiema dłońmi za głowę ściskając ją tylko, po czym jęknęła:
— Cudowne uczucie.
Ja leżałem pod nią, czując wypływające ze mnie ostatnie krople. Dłońmi masowałem ją po brzuchu, odczuwając jeszcze delikatne ruchy dziecka.
Nagle Agata zsunęła się ze mnie i położyła się do mnie tyłem.
— Fantastyczny seks — powiedziałem, leżąc z zamkniętymi oczyma — teraz czas na sen.
— Przytul się do mnie. — Szepnęła.
Położyłem się, więc tuż za nią, przytulając swoją pierś do jej pleców. Prawą ręką objąłem ją za brzuch i nie wiedząc dokładnie kiedy – zasnąłem.

Śnił mi się gruby blondyn, który szarpał mną, krzycząc coś o rozpoczynającej się właśnie akcji. Dziwne, było to, że im bardziej mu się przyglądałem, tym bardziej zaczynał przypominać mi moją żonę.
Wtedy się obudziłem, jednak dalej chyba śniłem, gdyż twarz Agaty, nie znikła.
— Wstawaj! Wody mi odeszły!
— Kochanie, jestem zmęczony — powiedziałem do niej zaspanym głosem — na barku w kuchni stoi butelka wody mineralnej. Idź się napij, a następnie wróć do łóżka i połóż się dalej spać. — Podsunąłem jej moim zdaniem rewelacyjny pomysł i położyłem się z powrotem, próbując zasnąć ponownie.
— Ja rodzę!
— Dobrze kochanie, tylko nie odchodź za daleko. — Odpowiedziałem, czując, że zaraz odpłynę z powrotem do swojej, jakże kolorowej krainy snów.
— Nasz syn pcha się na ten świat! — Agata z uporem maniaka próbowała mnie dobudzić.
— Przecież wiem! — Krzyknąłem, będąc coraz bardziej zirytowanym jej zachowaniem. — Powiedz mu, że termin upływa za dwa tygodnie.
— Obawiam się, że nie posłucha.
— To mu daj klapsa! — Krzyknąłem i jeszcze mocniej zamknąłem oczy.
Głupi szczeniak, jeszcze się nie urodził, a już chce rządzić.
Zaraz? Co ona w zasadzie do mnie powiedziała?
Gwałtownie usiadłem na łóżku i spytałem lekko już roztrzęsionym głosem:
— Pcha się na świat? Masz na myśli poród?
— Taak geniuszu. Aaa! — Krzyknęła z bólu. — Natychmiast dzwoń po karetkę!
Błyskawicznie wstałem z łóżka i zacząłem powoli się ubierać. Najpierw założyłem skarpetki, by następnie nerwowo poszukiwać w szufladzie szafki nocnej, świeżych majtek.
— Kochanie!? Ała! Co robisz!?
— A na co ci to wygląda? — Spytałem się jej, łypiąc na nią spode łba — Szukam czystej bielizny.
— A tak konkretnie, to, w jakim celu? Musisz ładnie wyglądać jak będziesz dzwonił?
— Tak. Właśnie tak chcę wyglądać. Zastanów się ze spokojem. Zadzwonię, podam adres, tak? Jaką mam szansę, że zdążę ubrać się w pięć minut, których oni będą potrzebować na przyjazd? Mam ich przywitać nago?
— Miśku. — Zaczęła, uwielbiam jak mówi do mnie ‘miśku’. — Czuję, że jak dłużej będziesz zwlekał… ała!!
— Co się dzieje kotku? — Spytałem ją przerażony.
— Skurcz.
— Co się stało? — Spytałem ponownie, kurcząc się przy tym najmocniej jak tylko umiałem.
— Jełopie! To ja mam skurcze! — Wrzasnęła na mnie.
— No tak. Ale to chyba normalne przy porodzie?
— Normalne, ale ja mam je, co minutę!
— Że niby często?
— Ała, hu, hu, hu.
— Co robisz? — Spytałem, wykręcając jednocześnie numer pogotowia.
— Prę!
— Po co? Natychmiast przestań!
— Pogotowie, słucham? — Usłyszałem głos w słuchawce, kiedy na chwilę wyszedłem z sypialni.
— Możecie przysłać karetkę? Moja żona zaczyna rodzić.
— No wie pan, co? Nie za bardzo, akurat wszystkie są w terenie. Może pan spakuje żonę i sam ją do nas przywiezie?
— Moment sprawdzę jak się czuje. — Odpowiedziałem i wróciłem z powrotem do sypialni, zapalając przy okazji światło.
— O kurwa! — Krzyknąłem widząc Agatę leżącą w kałuży krwi. Z jej małej i ciasnej cipki, wystawało teraz, coś obślizgłego i włochatego.
— Hu, hu, hu. Ała! — Krzyczała.
— Co się tam dzieje?! — Krzykiem spytał mnie głos w telefonie. — Halo jest pan tam?
— Zaczzzzął sięęę! — Wyjąkałem.
— Co się zaczęło?
— Chyba poród. Słabo mi… — świat nagle zawirował mi wokół głowy, po czym zemdlałem.
— Niech się pan ocknie! Słyszy mnie pan! — Krzyk mojej rozmówczyni powoli docierał do mej świadomości. W końcu oprzytomniałem na tyle, by w jakiś sensowny sposób jej odpowiedzieć:
— Tak, już panią słyszę.
— Co z pana żoną?
— Proszę samej posłuchać. — Odpowiedziałem i przełączyłem telefon na głośnomówiący.
— Ała, hu, hu, hu!
— Co ona robi?
— Prze. — Odparłem będąc całym rozdygotanym w środku.
— Po co?
— Dobre pytanie. Proszę mi powiedzieć, co mam dalej robić?
— Widzi pan główkę?
— Tak, ale tylko jak stanę przed lustrem.
— Główkę dziecka! Czy widzi pan główkę dziecka!
— Acha. Tak widzę.
— Zatem proszę podejść do żony i ją chwycić. Tylko główkę, nie żonę. — Dodała natychmiast domyślając się pewnie, że ja byłem nieco, jakby to powiedzieć, że sytuacja zaczęła mnie lekko przerastać.
— Bez żartów! — Krzyknąłem. — Nie dotknę tego czegoś.
— Natychmiast!
— Tak jest! — Odparłem i zrobiłem to, co kazała.
— Teraz proszę by powiedział pan żonie, że ma mocniej przeć.
— Przyj kochanie!
— Ał, słyszałam!
— Błe.
— Co to było? — Spytała nasza rozmówczyni.
— Zwymiotowałem. — Pochwaliłem się, wycierając usta w pościel.
— Jak idzie?
— Powoli, już widać tułów. Już zaraz, jest! — Krzyknąłem, trzymając na rękach synka.
— Nie słyszę płaczu?
— Nie słyszy pani, bo urodził nam się grzeczny chłopak. — Odpowiedziałem, szczęśliwy i uśmiechnięty.
— Nie słyszę, bo nie oddycha. Proszę dać mu klapsa.
— Tak za nic?
— Bij pan!
— Aaaaaaaaaaa! — Tak! Głos miał donośny.
— No. To skoro się udało, to ja teraz poproszę Pana adres?
— Złotniki ul. Okrężna 17a. Dobrze, czy mam teraz przeciąć pępowinę? .
— Absolutnie! Niczego nie przecinamy! Usłyszał mnie pan? Oddajemy dziecko mamie i czekamy.
— Ok. — Powiedziałem..
— Dobrze, teraz proszę owinąć synka w czysty ręcznik i czekać, za chwilę powinna dojechać do państwa karetka. Do widzenia.
— Do widzenia.—– Odpowiedziałem i rozłączyłem się. 
Usiadłem na łóżku i popatrzyłem na swoją nagą, zakrwawioną, ale również i szczęśliwą żonę, która na drżących z wyczerpania rękach trzyma naszego potomka. Nachyliłem się i pocałowałem ją w usta.
— Jestem z ciebie prawie, dumna. — Powiedziała z uśmiechem.
— Dlaczego tylko prawie?
— Prawdziwie dumna byłabym wtedy, gdybyś nie zemdlał a później zwymiotował.
— Czepiasz się. Pościel i tak jest brudna, a poza tym wczoraj nie potrzebnie oglądałem obcego.
— Z tego, co pamiętam, on wychodził inną drogą.
— Ale też towarzyszyły temu krzyki i potoki krwi.
— Ok. ubierz się, bo zaraz przyjadą.
— Dobrze. — Powiedziałem i zacząłem zakładać spodnie. Wtedy właśnie usłyszałem dzwonek do drzwi.
Podszedłem do nich i otworzyłem je. Do naszego domu weszło dwoje ratowników medycznych i lekarz, a w zasadzie lekarka. Muszę powiedzieć, że nawet całkiem niezła. Brunetka, o piwnych oczach i szczupłej sylwetce. Ładna, jednak moim zdaniem, z dość wyzywającym, jak na uprawiany przez nią zawód, makijażem.
— Gdzie małżonka? — Spytała mnie.
— Pierwsze drzwi na prawo. — Odpowiedziałem, ręką wskazując kierunek.
— Co się panu urodziło? — Spytał mnie jeden z sanitariuszy, ponieważ drugi razem z lekarką poszedł po Agatę.
— Synek. — Odparłem z uśmiechem.
— Szczęściarz z pana. Legitymację proszę.
— Jaką?
— Zdrowotną. Chyba, że chce pan zapłacić za nasz przyjazd?
— Nie chcę — odparłem — ale może najpierw zajmijcie się moją rodziną, a dopiero później biurokracją.
— Niestety. Ja musze wiedzieć teraz, co mam wpisać w papiery. Czy załatwiamy pana normalnie, czy wystawiamy kwit.
— Jaki kwit? — Zdziwiłem się.
— A taki jeden. Nazywa się ‘Paragon fiskalny’.
— Ha, ha.
— Nie śmiejemy się. Jak pan chce, wystawiamy również faktury, i to z watem.
— A można bez?
— Można, ale wtedy pan nas tu nie widział.
— Nie, nie potrzeba. Mam książeczkę. — Powiedziałem i podszedłem do sekretarzyka, który stał w kącie. — Proszę.
— Dziękuje. Pan Alojzy Kutwa?
— Niech pan lepiej nie pyta. Rodzice nie polubili mnie już od samego urodzenia.
— Cóż. Nie mi ich osądzać.
Wypisanie wszystkich papierów, zajęło sanitariuszowi jakieś pięć minut. Następnie dał mi je do podpisania i uścisnął dłoń. Wtedy z sypialni wyszła moja żona, a tuż po niej sanitariusz z moim dzieckiem na rękach. Lekarka podeszła do mnie i powiedziała:
— Zabieramy żonę i dziecko do szpitala.
— Wszystko w porządku?
— Pana żonę, musi zobaczyć chirurg, ponieważ synek trochę ją porozrywał, a dzidziusia trzeba zbadać. Na pierwszy rzut oka, wszystko jest ok., ale wie pan, lepiej dmuchać na zimne.
— To, co ja mam teraz robić?
— Kochanie, przygotuj wszystko, na przywóz dziecka. W sekretarzyku jest kartka, na której spisałam ci listę potrzebnych rzeczy. Zorganizuj wszystko do naszego powrotu.
— Dobrze skarbie. — Odpowiedziałem i odprowadziłem ich do ambulansu. Kiedy już odjechali, spojrzałem na zegarek. Była druga w nocy.
— Hm, Jacek raczej jeszcze nie śpi? — Powiedziałem do siebie, i wybrałem nr.
— Mów! — Usłyszałem po chwili głos Jacka.
— Przyjeżdżaj, urodziła!
— Kurde, jestem w barze z kumpelkami. — Odpowiedział.
— To zamawiaj taksówkę i przyjeżdżaj.
— A je, co? Spławię?
— Jezu, to zabierz je ze sobą.
— Wódę masz?
— Pytanie. Od miesiąca stoi w lodówce.
— Za piętnaście minut jesteśmy.

‘Film’ wrócił mi dopiero gdzieś około godziny jedenastej. Powoli otworzyłem oczy i zorientowałem się, że leżałem w swoim łóżku, przykryty wełnianym kocem. W głowie nadal wirował mi, wypity w nocy alkohol. Czułem, że nie wytrzeźwiałem jeszcze do końca, a właściwszym byłoby stwierdzenie, że chyba nawet na dobre nie zacząłem. Spróbowałem sobie cokolwiek przypomnieć, ale pustka w mej łepetynie tylko bolała. Jedyne, co pamiętałem, to to, że moja żona powiła nam syna. W ustach czułem paskudny posmak wódki, papierosów i jeszcze czegoś, czego nie potrafiłem dokładnie sprecyzować. Kiedy świadomość wróciła do mnie, że tak się wyrażę – w całości, dotarł do niej pewien drobny, acz upierdliwy drobiazg. Dłonią chwyciłem się za genitalia i z pewną dozą strachu zastanowiłem się:
— „Dlaczego ‘on’ mnie tak boli?”  
Usiadłem. Spojrzałem w lewą stronę i dostrzegłem spoczywające koło mnie jakieś bliżej mi nieznane, nagie, kobiece ciało. Na domiar złości, kurwa, było one nawet całkiem zgrabne. Dziewczyna chyba nie spała, bo zaraz po mnie usiadła obok i bezpardonowo zaatakowała moje usta, wpychając w nie swój język. Trzeba powiedzieć, że całowała cudownie. Zaraz!?
— Kurwa! A kim jesteś? — Spytałem nieco zdenerwowany tym faktem, że ja śpię tutaj sam, no ok czasem z żoną, a tu nagle jakaś panienka leży i się czegoś dopomina.
— Niczego nie pamiętasz? — Zapytała się mnie.
— Nie bardzo.
— Jestem prezentem dla ciebie – od Jacka, z okazji narodzin twojego potomka.
— Czy myśmy coś robili? Pytam, bo okrutnie boli mnie penis?
— Naprawdę niczego nie pamiętasz? Przecież rżnęliśmy się jak króliki. Pięć razy we mnie kończyłeś.
— No to ładnie. — Rzekłem, dłonią przecierając zaspane oczy.
— Nie martw się, żona o niczym się nie dowie.
— Mam taką nadzieję. Dobry, chociaż byłem?
— Jeżeli ty tak robisz swojej żonie, jak mi dzisiaj, to musi być ona szczęśliwą kobietą. Jeszcze z żadnym klientem nie miałam tylu orgazmów.
— Rzeczywiście, to super. — Powiedziałem i wstałem. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do salonu.
Pomieszczenie to było duże. Na ścianach zamiast tapety wisiał gruby, ciemno zielony materiał, który był przyczepiony do ściany dębowymi, lakierowanymi listwami. Po środku stał wymurowany kominek, w środku, którego znajdował się metalowy wkład z płaszczem wodnym. Do jego budowy, użyliśmy z żoną, starej, czerwonej cegły. Na około niego, tuż nad wkładem, biegła gruba drewniana belka, która robiła za ozdobny gzyms. Na podłodze, położyliśmy modrzewiowe dechy, które po kilku latach zestarzały się na czerwony kolor. Na suficie przykleiliśmy drewniane kasetony, które Agata załatwiła z jakiegoś remontowanego pałacu. Wówczas stanął przede mną Jacek.
— Jak się bawiłeś? — Spytał mnie z lubieżnym uśmiechem.
— Ponoć dobrze, szkoda tylko, że ja tego w ogóle nie pamiętam. — Odpowiedziałem, i przywaliłem mu z pięści w twarz. — A teraz, zabierzesz te panie i razem opuścicie mój dom.
— Nie histeryzujesz?
— Nie no, skąd. Zdradziłem swoją żonę, mimo tego, że ja normalnie, to nie chcę jej zdradzać.
— Wiesz, ile wypiłeś?
— Nie.
— Litra. Wypiłeś litr wódki! Nie pamiętałbyś, więc niczego, co by cię wtedy spotkało. Nawet gdyby przeleciał cię garnizon wojskowy! Ciesz się, że dziewczyna była zadowolona.
— Tego, to akurat nie wiem.
— Na stole w kuchni leży prezent. Dziewczyny, opuszczamy lokal.
— Obejrzyj go. — Rzuciła w moją stronę dziwka, z którą spałem i po raz ostatni dała mi całusa.
Wyszli. Zostałem sam. Podszedłem do barku. Na nim leżała płyta DVD. Włączyłem telewizor, który stał naprzeciwko kominka, a płytę włożyłem do odtwarzacza.
To, co obejrzałem, przeraziło mnie. Na dysku, nagrane zostało półtorej godziny mojego seksu z prostytutką. Zdawało się, że w ogóle nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że jesteśmy filmowani, a przynajmniej ja sprawiałem takie wrażenie. Film nagrany został bardzo profesjonalnie. Odpowiednie przybliżenia, kadrowanie i zbliżenia w kulminacyjnych momentach. W życiu nie przypuściłbym, iż stać mnie na takie akrobacje. Wszystko się wyjaśniło, kiedy zauważyłem leżącą na łóżku książkę. Była to Kamasutra, z której to, jak się okazało, czerpaliśmy wszelką inspirację.

Nie muszę wam chyba mówić, że zaraz po obejrzeniu tego filmu, z nagłym napadem niepochamowanej furii, zniszczyłem ową płytę.

piątek, 15 marca 2013

Krótki rys mojej osoby.

Witam.
Na początku się przedstawię.
Nazywam się Nowodworski Patryk. Jak imię wskazuje jestem mężczyzną, chociaż nawet i to, niektórzy mogliby spróbować podważyć -np. ci z serii Macho. Mam żonę i dwójkę dzieci. Ona (małżonka) szczerze zarzeka się, że są to śliczne "dzieła" mych lędźwi, ale ja patrząc na ich zachowanie (upartość, nieposłuszeństwo oraz częste wymuszania różnych rzeczy poprzez płacz), czasami w to wątpię. Zwłaszcza wtedy, gdy dokonując mocnego skupienia, przypominam sobie samego siebie z mych młodzieńczych lat.
Wszak biorąc pod uwagę wczesne dzieciństwo mej żony, wychodzi na to, że wszelkie "złe geny" przejęły po niej. Ponad to bardzo kocham "te" dzieci, które z rozbrajającym uśmiechem na ustach krzyczą "tatuś", gdy na dłuższą chwilę, tudzież kilka godzin zniknę im z oczu.

Córka jest starsza. Na imię ma Kasandra (niestety wbrew genezy swojego imienia) nie potrafi przepowiadać  przyszłości (osobiście sprawdziłem przy skreślaniu numerków w totolotku). Ma prawie dziewięć lat i dosyć duże zdolności plastyczne. Picasso to i może z niej może nie jest, ale z rysunkiem, czy malowaniem, radzi sobie całkiem dobrze.

Synek Dawid jest młodszy od niej o trzy lata i jest wybitnym beztalenciem artystycznym. Ma jednak nad nią kilka przewag. Szybciej zapamiętuje (wierszyki, liczenie itp.) jest również znacznie od niej bystrzejszy.

Z "moją" córeczką Kasandrą wiąże się wszak pewna tzw. magia liczb.
Otóż siedemnastego listopada 1995 roku cudem przeżyłem wypadek samochodowy, a mówiąc konkretniej wbiegłem pod nadjeżdżającego (dodam tutaj, że dość szybko) białego Forda Sierrę. Jak to zwykle bywa w tego typu przypadkach, trochę mnie poturbował, a dokładniej mówiąc, połamał mi nogę i rozbił czaszkę. Płat czołowy mózgu odrobinę się porozbijał wewnątrz mego "czerepu", co pociągnęło za sobą obrzęk mózgu, krwotok wewnętrzny i coś tam jeszcze. Na szczęście czaszka pękła mi, tuż pod łukiem brwiowym, więc krew miała którędy się wydostać. Przez czternaście godzin leżałem na intensywnej terapii, zastanawiając się, czy mam umrzeć teraz, czy jeszcze trochę poczekać. Naturalnie wybrałem opcję nr 2.

Na czym zatem polega owa magia liczb? Ano na tym, iż Kasandra urodziła się dokładnie dziewięć lat później.  

Żonę natomiast poznałem na studiach. Na Politechnice Poznańskiej pisząc ściśle. Ja miałem wówczas dwadzieścia sześć lat a żona dwadzieścia.
Rok czasu chodziłem wokoło niej, nim wreszcie udało mi się zaciągnąć ją do łóżka, choć to było akurat niezależne ode mnie, gdyż ona była po prostu zaręczona. Co jest budujące, to to, że zerwała swe zaręczyny właśnie dla mnie. Kiedy przyjechała do mnie pierwszy raz, zachowałem się jak prawdziwy dżentelmen, innymi słowy nawet jej nie pocałowałem. Za to za drugim razem -wziąłem wszystko.
Cóż to była za noc?!

Oświadczyłem się jej trzy miesiące później, a w rok po pierwszym seksie staliśmy szczęśliwi u ołtarza.
W całej tej idylli, którą obecnie wiedziemy, cieniem kładą się jej rodzice a moi teściowie. Kładą się? Ha, ha, ha. Oni mnie zwyczajnie kurw... nie lubią.

Ok. na dzisiaj tyle. Następne posty w niedalekiej przyszłości.