poniedziałek, 11 listopada 2024

"AI" - książka, powieść lub opowiadanie. Na początek pierwszy rozdział, rzucony tak pod komentarz.

                                                            POBUDKA!

              5:50 w leżącym na szafce nocnej telefonie włączył się alarm. Pierw po cichu, na tyle subtelnie, że głośniejszy był dźwięk wibracji. Gdy już miał osiągnąć ustawiony limit swojej głośności, wyłączył go obudzony mężczyzna. Siedząc na łóżku ukrył swą twarz w dłoniach. Tak bardzo nie lubił porannego wstawania a zwłaszcza w wolny weekend, niestety jego żona musiała zdążyć na poranny pociąg, a kiedy ona musiała wstać… musiał i on. Skręciwszy głowę w lewo, zerknął na śpiącą obok kobietę. Nawet latem spała przykryta po samą szyję. Krótko przystrzyżone włosy, mokre, poskręcane i przyklejone do skóry. Zamknięte powieki oraz otwarte usta świadczyły o tym, że alarm budzika nie wyrwał jej z uścisku głębokiego snu. Miała około czterdziestu lat, delikatnie piegowate policzki a także seksownie wyglądający zarys zmarszczek wokół oczu. Mężczyzna pochylił się i ucałował ponętne usta. Reakcja żony zaskoczyła go. Z reguły a w zasadzie zawsze w podobnych sytuacjach odpycha go mniej lub bardziej delikatnie, lecz nie tym razem. Objęła swego męża szczupłymi ramionami i oddała pocałunek. Nie było to jednak nic łapczywego, co biorąc pod uwagę sytuację, czas i miejsce, wydało się być dobrym pomysłem. Nie, nie dlatego, że była na niego fuknięta tudzież obrażona a dlatego, że po całej nocy spania z zamkniętą gębom ani jej, ni również i jemu fiołkami z ust przecież nie pachniało. Aczkolwiek przytulić się do zarośniętego, umięśnionego torsu swym nagim biustem, poczuć ciepło drugiego ciała było nadzwyczaj miło. Dwadzieścia no może trzydzieści sekund później, odsunęła lekko swe usta od jego i spytała:

- Idziesz zaraz do łazienki, czy już byłeś?

- Idę – odparł – chyba, że chcesz iść pierwsza?

- Nie – pokręciła przecząco głową – pójdę po tobie. – Rzekła, a następnie szeptem dodała – ale jeśli chcesz, dołączę do ciebie pod prysznicem – wypowiedziawszy te ostatnie słowa, spojrzała w brązowe tęczówki półleżącego na niej mężczyzny, lekko szklistymi z głębokiego uczucia niebieskimi oczami. Uczucia, które w tym momencie jeszcze bardziej się pogłębiło, mocno spotęgowane nagłą intymnością tego poranka. Między nimi zapanowała właśnie, ta pełna napięcia chwila, która, jakby się mogło wydawać, spaja kochającą się dwójkę ludzi. Przepełniona miłością liczyła wszystkie siwe włoski na tej, w sumie smukłej brodzie, nie mogąc i nie chcąc przerywać tej magii chwili, w której aktualnie byli. Wtedy, poprzez niezbyt szczelnie zasłonięte zasłony dużego balkonowego okna, wpadło do pomieszczenia pomarańczowe światło budzącego się, tak jak i oni, letniego słońca. Jeden z tych promieni padł im na głowy, oświetlając oraz zmieniając kolor przetłuszczonej od głębokiego snu skóry.

- Wiesz, że z natury jestem zamkniętym człowiekiem – powiedział – znasz mnie już 25 lat i czwórkę dzieci mi urodziłaś – rozgadał się, odpowiadając powoli – ale w tym przypadku chyba zrobię wyjątek i nawet nie zamknę kabiny prysznicowej. – Szepnął, przytuliwszy swój lewy policzek do jej prawego.

- Ależ kochanie – powiedziała głośniej – jesteśmy sami w domu, nie musisz szeptać. – dokończyła zsuwając ręce niżej. – Nikt nam przecież nagle nie wparuje do sypialni – dodała chwytając rozgrzanymi dłońmi sztywną męskość swego męża całując przy tym obrośnięty trzydniowym zarostem policzek.

- Ej – zareagował głośniej i gwałtowniej - bo nie wytrzymam do prysznica.

- Oj… a tego przecież byśmy nie chcieli. Puszczam – rzekła i położyła ręce na kołdrze. – Ale lepiej już idź, bo za moment będziemy mieli mokre prześcieradło – pogroziła mu groźnie uśmiechniętym spojrzeniem, z ty że nie będzie to efektem mojego podniecenia, a raczej słabością pęcherza, który jak zapewne pamiętasz, jeszcze miesiąc i aż 42 wiosny będzie miał za sobą!

- Pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć? – Spytał, podnosząc się na materacu.

- Jak ty to robisz, że będąc bliżej pięćdziesiątki niż woda lodu przy zerze stopni, nie masz prawie w ogóle tłuszczyku na brzuchu, piersiach i… zresztą kurwa nigdzie? – Przeklęła spytawszy.

- Z miłą chęcią i bym tobie skarbie odpowiedział, ale pierw dostosuję się do poprzedniej twej prośby i udam się do łazienki. – Odparł z uśmiechem. Następnie, stanął obok łóżka, postawiwszy stopy na drewnianej, chyba dębowej podłodze. Od początku znajomości spali ze sobą na golasa, nie zależnie od tego, czy były jakieś „wieczorne plany” czy też nie, co faktycznie a zwłaszcza za młodości, często bywało czynnikiem zapalnym, co jak już wspomniał skończyło się czteroma wybuchami. Szkoda tylko, iż wtenczas nie mieli pełnej świadomości, że będą to raczej wybuchy jądrowe. Kobieta patrzyła na te może i nie nad wyraz wysokie ale za to mocno umięśnione ciało. Opięta skóra ale i padające nań światło podkreślały rzeźbę mężczyzny, która wbrew wyobrażeniom, w cale nie było wspomagane wszelkiej maści „uszlachetniaczami” prócz naturalnych składników odżywczych. Odwróciwszy się doń plecami, ruszył po delikatnym skosie w lewo, kierując swe kroki w stronę uchylonych drzwi. Tak, mieli do swej dyspozycji prywatną łazienkę co przy próbie zachowania choćby poczucia niezbędnej intymności, zdarzało się być bardzo dobrym i przemyślanym pomysłem. Kiedy zniknął za zamkniętymi drzwiami, kobieta również wstała. Lecz podobnie do mężczyzny, także i ona nie miała się czego wstydzić. Była szczupłą? Nie , nie była. Ale to bardzo dobrze. Zaokrąglone i pełne pośladki oraz biodra, a także niewielka oponka wokół tali oraz średniej wielkości lecz pełne piersi, całkiem zgrabnie ze sobą współgrały. Owszem, skóra po mimo teorii, że co siedem lat mamy nową, nosiła w sobie jej wiek, co naturalnie widać było, zwłaszcza na zewnątrz. Kiedyś jasna i gładka niczym niezagruntowane płótno, dzisiaj pomarszczone i miejscami, jakby specjalnie zaplamione farbą, okraszone pojawiającymi się znikąd niedoskonałościami. Niby rozumiała, że każdy się zestarzeje, że taki jest los, cel i sens życia na Ziemi, lecz czasami mimo tej wiedzy i zrozumienia, dopadało ją …. Przygnębienie? Tak, bywało tak, ale nie dzisiaj, nie tego poranka, nie tego dnia, nie tej doby.

Gdy tylko do jej uszu dotarł dźwięk odkręconej pod prysznicem wody, gwałtownie ruszyła. Nie zamknęła drzwi. Wchodząc do środka myślała już tylko o jednym… o siku.

Łazienka ich była urządzona w specyficznym stylu. Znaczy w takim nie szablonowym, nienowoczesnym, ani i nie starodawnym. Raczej wprowadzili w niej całkowite pomieszanie, może chaos lub różnorodność formy, jak kto woli. Chcąc ją przybliżyć, trzeba sobie wyobrazić wypalone, mniejsze niż zwykłe aczkolwiek cegły, pokryte z wierzchu białą emalią. Narożniki ścian wyłożone tymi samymi, acz zaokrąglonymi sprawiały piorunujące wrażenie. Na podłodze ułożone tak samo lecz padające do ściennych prostopadle krótszym bokiem. Natomiast umywalka, prysznic oraz kibelek zrobione zostały z chirurgicznej, matowej stali. Nad umywalką wisiało niewielkie lustro, w którym trudno było zmieścić lub raczej dostrzec całe swe odbicie, ale im to nie przeszkadzało, zwłaszcza, że obok przykręcono kilka lat temu niewielki kinkiet, który wyglądem przypominał stare miejskie lampy. Taka żeliwna trójwymiarowa rama, jakby sam szkielet figury geometrycznej funkcjonującej w matematyce czy geometrii pod nazwą „graniastosłup”.

Zazwyczaj, jak każda kobieta, po toalecie podciera się papierem, ale nie tym razem. Wstała i podeszła do otwartej kabiny. Przez moment wahała się czy ma wejść do tej jaskini lwa? Dobrze wiedziała jak i czym się to skończy, a także miała świadomość rzeczywistości, a ta wręcz krzyczała, że po mimo cudowności, ten poranek nie był tym najszczęśliwszym. Jednak jej serce biło już zbyt mocno.

Mężczyzna wszedł do łazienki. Lewą dłonią nacisnął umiejscowiony w tym samym kierunki na ścianie włącznik światła. Podszedł do sedesu, podniósł deskę i z wyrazem ulgi na twarzy, oddał mocz. Następnie strzepnął, opuścił deskę i spłukał wodę. W normalnych okolicznościach umyłby następnie ręce, ale w tych nadchodzących, wolał od razu wejść pod prysznic. Stojąc dłuższą chwilę pod spadającą z wyżej zawieszonej słuchawki wodą, powoli oswajał się z myślami i rosnącym podnieceniem. Nagle usłyszał ją. Od tej chwili minęło kilka nerwowych momentów nim nadszedł ten kulminacyjny, delikatny dotyk. Pierw na łopatkach. Subtelny, niczym powiew letniego wiatru, musnął go po skórze. Następnie przeniósł się na pierś. Tam gdzie wiał przed chwilą, chłop poczuł ciepło drugiego ciała oraz delikatnych muśnięć kobiecych warg. Lecz to nie tylko muśnięcia były. Od czasu do czasu, żona liznęła męża. Niby przypadkiem, niby nie chcący, lecz długoletnia znajomość podpowiadała jej, że to go najmocniej podnieci. Nie myliła się. Odwrócił się przodem do niej. Szybkie spojrzenie w oczy przed akcją i start. Złączyli się ustami ale tym razem łapczywiej. Wcześniej był to taki filmowy pocałunek, Hollywood-dziki. Ten był już erotyczny, mocno erotyczny.  Nie trwał zbyt długo, gdyż właśnie taki miał być. Intensywny, mokry, inspirujący i napędzający.

W ich wieku i rodzinnym stanie, namiętność często gdzieś ucieka, chowając się pod ogromną stertą problemów, kłopotów a także rozczarowań życiem i pracą. Jednakowoż najtrudniejszą częścią okazała się być opieka nad dziećmi. Gdy są małe, rodzicom dużo łatwiej jest ogarnąć strefę intymną, a zwłaszcza sferę intymnych kontaktów. Wraz z wiekiem i ta sfera zaczyna się dość szybko kurczyć.

Będąc ustami przy szyi, dłońmi pieściła mocne mięśnie. Z początku te na brzuchu, by po chwili wrócić nimi na piersi. Pobawiwszy się sekundę sutkami, przeszła na barki i schodząc w dół chwyciła go za dłonie. Następnie obsypała swojego męża setką pocałunków aż do momentu, w którym klęknęła przed nim. Nim zaczęła spojrzała mu kolejny raz w oczy i powiedziała:

- Wiesz jak długo to potrwa i jakiego ciebie teraz potrzebuję? – Nie odezwał się, tylko mrugnął powiekami dając jej tym znać, że wie. Wolałby więcej i do końca, ale nie chciał wyjść teraz na chama, co równało się z grą na jej warunkach. Na szczęście i dla niej ale w sumie też i dla niego samego, taka szybka gra ma swoje plusy.

- Ale mi też dasz się posmakować?

- Dam.

Facet głęboko odetchnął, opierając się plecami o płytki, gdy w tym samym czasie, kobieta zdawała ustno-językowy egzamin. A że była wyjątkowo, żeby nie napisać bardzo czynną, uzdolnioną i doświadczoną studentką, zdawany właśnie egzamin robił na egzaminatorze rewelacyjne wrażenie. Już prawie, już za momencik… i wstała.

- Co teraz Pan zamierza zrobić?

- Pierw pokażę Pani, jak się zdaje takie egzaminy. – Wyszeptał klękając. Jak on uwielbiał busz. Dla faceta nie ma niczego piękniejszego, niż zapach liści oraz smaku wody zaczerpniętej haustami z głębokiej studni. Niestety ale również i on nie mógł zostać w nim zbyt długo. Obiecał żonie coś innego. Fakt, efekt końcowy winien być bardzo podobny, o ile nie ten sam, ale niósł z sobą inny ładunek emocjonalny. Tu wisiał wysoki acz spokojny wierch, na którego raczej prowadziła spokojniejsza droga. W planie żony uwzględniony został ostry szczyt, na który wjechać trzeba było na motorze. Jeszcze bardziej się nakręcił, gdy poczuł intensywność smaku wody ze studni. Wtenczas wstał na równe nogi, by dwie, trzy sekundy później, niemal rzucić żoną przodem w stronę płytek. W ostatnim momencie zdążył dłońmi chwycić ją za biodra i przytrzymać, pociągając przy tym jej pupę lekko w swoją stronę. Wjazd do zalanego tunelu nie sprawił najmniejszego problemu. Każde następne wejście i wyjście było równie łatwe, o ile nie łatwiejsze niżeli to zasadnicze, odważne i pierwsze. Ależ on ją głęboko atakował. W dłonie swe chwycił jędrne jak na swe lata cycki i przyciągnął żonę do siebie. Stali tak mocno się ruszając, spleceni lub połączeni właściwym kluczem w odpowiednim zamku. Żona chwyciła mężowe poślady, delektując się ich twardością oraz jędrnością. Szczerze mówiąc nie trwało to zbyt długo, może minutę, no może półtorej, lecz wyzwolone podczas zbliżenia emocje, bardzo szybko zawładnęły nie tylko ciałami ale i umysłami kochanków, co w zupełności wystarczyło by osiągnęli to, po co tam razem przyszli. Śmieszny jest ten moment w którym mężczyzna czuje jak spółkująca z nim kobieta osiąga szczyt, a w tej samej chwili ona czuje, jak jego wulkan gwałtownie eksploduje.

Właśnie tak działo się teraz między nimi. Milisekundy przed absolutnym finiszem, zastygli w ułamku czasu, by nagle poczuć go z całą siłą. Zalał ją, wypełniając mokrą jaskinie minimalnie szarawą wodą. Mimo lejącej się z słuchawki wody, skończyli całkowicie spoceni i wyczerpani. Taki akt zawsze bywa wymęczający. Ale o to w nim przecież chodzi. O ten sprint, tą moc i ten ogień. Przytulając się do siebie z trudem łapali oddech. Gdy doszli już lekko do siebie, Maciej zapytał się Agnieszki:

- Rozumiem, że masz ochotę na kawę?

- Nie znasz mnie? – Odpowiedziała zadając retoryczne pytanie.

- Mam mleko prosto od krowy.

- Super, odrobinę możesz go dodać.

- To idę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz