czwartek, 21 listopada 2013

Promocja!! - Pleban

Przyjazd


Z naszego starego mieszkania w Poznaniu wyjechaliśmy około czwartej nad ranem. Żeby nie zaspać, nastawiłem sobie budzik w telefonie. Ciekawa rzecz taki budzący telefon. Po odzyskaniu świadomości trochę potrwało, zanim przyzwyczaiłem się do tych wszystkich cudów techniki. Jak już mówiłem, wyglądałem na trzydzieści kilka lat, ale duchowo czułem się znacznie starszym. Zastanawiające jest to, że tak samo jak w przypadku mojej pracy, również w tym moje ciało samo za mnie myślało. Dziewięćdziesiąt procent rzeczy, które wykonywałem – niejako pierwszy raz – robiłem odruchowo.
Podobnie było z pierwszą jazdą samochodem, rowerem itp. Na szczęście człowiek jest takim stworzeniem, które szybko się uczy, błyskawicznie przyswajając sobie różne nowe rzeczy. Jedynie, co odczuwałem to momenty, w których coś się zmieniało. Jest to niesamowite uczucie, gdy siedzisz sobie spokojnie i nagle czujesz, że potrafisz zrobić jakąś nową rzecz. Jakby ktoś obcy – może istota wyższa – wpisała ci ‘nowe’ do głowy.
Przez te cztery lata wykonywałem różne czynności, tak jakbym wykonywał je przez całe swoje życie, z tą wszakże różnicą, iż ja tego okresu w ogóle nie pamiętam. Istniała jeszcze jedna sprawa, która nie dawała mi spokoju! Mianowicie moja rodzina. Czasami miałem wrażenie, że jest ona nierzeczywista i nieprawdziwa, a tylko wymyślona na potrzebę chwili. Naturalnie z całych sił starałem się walczyć
z tym uczuciem, lecz niestety pewne wydarzenia skutecznie mnie blokowały. Jedno z nich miało miejsce właśnie w trakcie naszej przeprowadzki do nowego domu.
Jechaliśmy już ze dwie godziny i gdy dojeżdżaliśmy do Wrocławia, Kasia zmieniała stację radiową. W momencie, w którym ona środkowym palcem lewej dłoni naciskała przycisk do zmiany programu radiowego, ja chciałem chwycić ją za dłoń. Moja ręka przeleciała przez przegub jej ręki, po czym spoczęła na dźwigni zmiany biegów. Zamarłem na chwilę, by następnie spojrzeć na nią. Kasia jednak sprawiała wrażenie, jakby tego nawet nie zauważyła, będąc dalej zainteresowana jedynie zmianą stacji.
— Chwyć mnie za rękę — powiedziałem do niej.
— O co ci chodzi?
— O nic. Po prostu proszę cię, byś chwyciła mnie za rękę.
— W porządku — odparła i postąpiła zgodnie
z moją prośbą. Dotknęła mnie, ale był to jakiś inny dotyk. Tak cholernie zimny, przeraźliwie zimny.
— Co ty masz takie zmrożone palce? — Zapytałem ją.
— Od zawsze takie mam. Zapomniałeś już?
— Nie. Tak tylko pytam.
— To dobrze. Kochanie, jak będzie po drodze jakaś stacja benzynowa, to się na niej zatrzymaj. Muszę skorzystać z toalety, a poza tym z wielką ochotą napiłabym się kawy, bo nie chcę tutaj wypominać pewnemu panu, że przez jego pośpiech nie wzięliśmy ze sobą termosu, w którym notabene napój ten się znajdował.
— Ha, ha, ha. Teraz to się mówi trudno. Jak będzie po drodze stacja, to się na niej zatrzymam. Sam się chętnie napiję ‘małej czarnej’.
— Dobrze. O zobacz, tam jest jakaś — powiedziała, wskazując ręką światła zbliżającej się do nas stacji.
— No to super. Może też zatankować samochód? — spytałem.
— Możesz, zwłaszcza że tu powinno być tańsze paliwo niż tam w górach — odparła.
— O parę groszy na pewno. Chociaż ten ostatni raz zatankujemy te tańsze. Od teraz, gdy będziemy mieszkać w rezydencji, to rzadko kiedy będziemy ją opuszczać. — Powiedziałem i zjechałem na parking mieszczący się obok budynku stacji benzynowej.
Zatrzymaliśmy się i Kasia poszła kupić dwie kawy. Również i ja wysiadłem z samochodu, by choć na chwilę rozprostować kości. Z przednich kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę papierosów
i z nieukrywaną przyjemnością jednego papieroska sobie zapaliłem. Stałem tak patrząc w gwiazdy, paląc i wsłuchując się w szum raz za razem jadących po szosie pojazdów. Nagle usłyszałem szept:
— Wracasz — natychmiast rozejrzałem się po okolicy, ale nikogo nie zauważyłem. Byłem sam przy samochodzie, a dzieciaki siedzące w pojeździe – spały. — Wracasz, lecz tym razem na zawsze. — Ponownie usłyszałem ten przerażający szept.
Zacząłem chodzić wokoło auta, szukać, rozglądać się próbując namierzyć źródło tajemniczego głosu. Nachyliłem się, po czym zajrzałem pod samochód. Niestety tam też niczego nie znalazłem. Wstałem więc na nogi i spojrzałem w stronę stacji. W oknie zobaczyłem stojącą z twarzą przy szybie Kasię, która dodatkowo opierała swe dłonie o szklaną taflę. Usta miała otwarte, jakby chciała mi coś powiedzieć lub wykrzyczeć. W tym momencie ‘ciary’ przeszły mi po plecach i to całkiem konkretne. Dlatego wyciągnąłem z paczki kolejnego papierosa, próbując zapalić go trzęsącymi się rękoma. Niestety oprócz mych trzęsących się dłoni, zerwał się również dość silny wiatr, więc musiałem się w jej stronę obrócić plecami, by móc bez przeszkód odpalić ćmika. Nim odwróciłem się z powrotem w stronę stacji, zaciągnąłem się ze dwa razy.
— Aaaaa! — wrzasnąłem, kiedy zobaczyłem przed sobą Kasię. — Czy ona kurwa wyrosła spod ziemi? — Pomyślałem sobie.
— Dlaczego wrzeszczysz? Wystraszyłam cię?
— Nie, tylko zamyśliłem się i nie spodziewałem się ciebie.
— Jak nie mnie, to kogo?
— Co kogo?
— Kogo się spodziewałeś? Kochanki?
— Ha, ha, bardzo śmieszne. Nie tak szybko. Myślałem, że dłużej tam posiedzisz.
— Aha.
— Dawaj tą kawę — wyciągnąłem rękę w jej
stronę — strasznie chce mi się pić.
— Spokojnie, tylko się nie oparz. Może być gorąca.
— Ok kotku, przecież wiem, że może być gorąca.
— Pamiętaj tylko, że ciebie ostrzegałam.
— Zapamiętam sobie — odpowiedziałem, po czym zrobiłem łyk czarnego napoju. Z przykrością musiałem jednak stwierdzić, iż do gorącej wiele jej brakowało.
— Co, jak ci smakuje?
— Bardzo dobra, ino jakaś taka mało gorąca. Po twoich przestrogach sądziłem, że będzie ‘wrzątek’.
— Niestety kawa z automatu właśnie taka wychodzi. Dobrze, pij szybciej.
— Gdzie się tak śpieszysz? — spytałem.
— Do domu — odpowiedziała — do domu.
— No dobrze, już jedziemy. Gotowa do dalszej
podróży?
— Jak zawsze.
— Ok.
Ruszyliśmy z kopyta. W tym całym zamieszaniu jak zwykle zapomniałem zatankować samochód. Na całe szczęście paliwa nie powinno nam zabraknąć. Chcieliśmy tylko jak najszybciej dojechać na miejsce. Dalsza droga minęła nam głównie na słuchaniu wszelakich audycji radiowych, muzyki puszczanej
w radio a także rozmowach o niczym.
Obserwując swoją żonę odniosłem wrażenie, iż wie dokąd jedziemy. Znaczy się Kasia dokładnie wiedziała, dokąd zmierzamy, mi chodzi bardziej o to, że nie widziałem na jej twarzy żadnej oznaki podniecenia, czy też ciekawości. Wyglądała tak, jakby doskonale znała ten dom, jakby mieszkała
w nim przez kilkadziesiąt lat minimum. Trochę mnie to zastanawiało. Rozumiem, że można mieć dobre lub złe przeczucia odnośnie jakiejś rzeczy, miejsca czy ludzi.
No, ale do diaska, żeby tak całkowicie nie okazywać żadnych uczuć? Wielokrotnie podczas drogi chciałem ją o to zapytać, ale jakoś nie potrafiłem wydusić z siebie tego pytania. W sumie to nie wiem, dlaczego? Może bałem się odpowiedzi? Tylko jak można się bać się odpowiedzi, nie znając jej?
Przez doświadczenia, które człowiek zdobywa podczas swojego życia. Z biegiem lat uczymy się wyczuwać typ i rodzaj odpowiedzi. Podobnie jest
z pytaniem ‘Czy wyjdziesz za mnie?’ Przecież
z dziewięćdziesiąt procent mężczyzn, którzy je zadają, znają, tudzież przeczuwają odpowiedź. Po czym więc ją wnoszą? Myślę, że dokonują racjonalnego zestawienia pozytywnych emocji
z negatywnymi (uczucia miłości, które noszą
w sercach oraz chęć, by wspólnie przeżyć resztę życia), w wyniku czego wychodzi im prawdopodobna odpowiedź. Podobnie było w tej chwili ze mną. Po wnikliwej obserwacji zachowywania się Kasi postanowiłem nie być aż tak bardzo dociekliwym
i z ewentualnymi pytaniami zaczekać do osiągnięcia
celu naszej podróży.
Kiedy wyjeżdżaliśmy z Poznania, mieliśmy nad głowami piękne, bezchmurne oraz gwieździste niebo. Jednakowoż im dalej na południe, tym pogoda stawała się coraz gorsza. W momencie, w którym znajdowaliśmy się za Kłodzkiem, niebo było już ołowiane. W pewnej chwili zaczął nawet padać drobny deszcz. Szczerze mówiąc, nie była to najlepsza pogoda do przeprowadzki, ale cóż mogliśmy zrobić? Na aurę wpływu nikt nie ma. Może jedynie wojsko, ale nie sądzę, by z powodu naszego przyjazdu chcieliby zagwarantować nam błękitne niebo. Właśnie przed chwileczką skręciłem w prawą stronę i zjechałem z drogi głównej
w podporządkowaną, dalej jadąc w stronę wioski,
w której znajdowała się nasza posiadłość.
Na miejsce przybyliśmy około godziny ósmej trzydzieści rano. Razem z żoną ustaliliśmy, że przyjedziemy dzień wcześniej niż reszta naszych rzeczy. Do wykonania tej dosyć karkołomnej przeprowadzki wynająłem swojego kuzyna, który utrzymywał się właśnie z tego rodzaju usług. Jedyny plus był taki, że wynegocjowałem z nim ‘rodzinną’ stawkę za kilometr.
Zatrzymałem samochód na wybrukowanym wielkimi, marmurowymi płytami podjeździe, po czym wyłączyłem silnik i powiedziałem:
— No, wreszcie dojechaliśmy. Obudź dzieci — rzekłem do Kasi, której jeszcze jej wam nie przybliżyłem. Była to szczupła blondynka, no może ciemna blondynka. Miała trzydzieści dwa lata i dwa porody za sobą. Na moje szczęście, po ostatnim postanowiła wziąć się za siebie i zgubić kilka kilogramów. Muszę powiedzieć, iż udało jej się to i to nawet całkiem dobrze. Dzięki wykonywanym przez siebie ćwiczeniom podniósł się jej biust, a co za tym idzie stał się bardziej jędrny. To samo stało się
z biodrami oraz z pośladkami. Rozstępy, których nabawiła się podczas ciąż, próbowała zniwelować różnymi specyfikami, jednak z dużo gorszym skutkiem, niż samo schudnięcie. Chociaż mi one nie przeszkadzały. Były następstwem zbyt gwałtownego przybierania na wadze podczas stanu błogosławionego, do którego przecież także i ja czynnie się przyczyniłem, więc traktowałem je jako ‘frycowe’. Jak już wspominałem wcześniej, dzięki naszej, że tak się wyrażę – miłości, urodziło nam się dwoje wspaniałych istot. Syn był starszy. Na imię miał Janek. Młodsza od niego o rok (dokładnie) siostra miała na imię Zuzia.
— Dobrze, a ty idź może do tej kobiety i powiedz jej, że właśnie przyjechaliśmy.
— Przecież widziała nas jak wjeżdżaliśmy — odrzekłem.
— Skąd wiesz?
— Bo stała w oknie — odpowiedziałem
i wysiadłem z samochodu. Podszedłem do drzwi, które prowadziły do jej mieszkania i zapukałem. Cisza. Zapukałem ponownie, odwracając jednocześnie głowę w stronę auta, by sprawdzić, czy Kasia ubiera dzieci. Upewniwszy się, że tak właśnie jest, z powrotem stanąłem frontem do drzwi
i ponownie zapukałem, z tą jednak różnicą, iż tym razem zrobiłem to dłonią zaciśniętą w pięść. Nagle za sobą usłyszałem chrapliwy głos:
— Mieli państwo przyjechać dopiero jutro — tak mocno się wystraszyłem tego zupełnie nieoczekiwanego głosu, że aż podskoczyłem.
— A pani skąd się tutaj wzięła? — spytałem, pamiętając przecież, iż pięć minut temu widziałem ją stojącą w oknie.
— Byłam nazbierać chrustu na opał. Noce są już takie zimne — odrzekła.
— Jak nazbierać chrustu? Przecież widziałem jak stała pani w oknie i obserwowała nas, gdy wjeżdżaliśmy na posesje?
— Musiało się panu coś przewidzieć. Od półgodziny chodzę po lesie i zbieram patyki.
— Może. Za wcześnie chyba dzisiaj wstałem — powiedziałem, mając przed oczyma tamtą postać
z okna. Dałbym sobie obciąć głowę, iż ją tam widziałem. Ten sam czepek, te same ubranie. Normalnie jakby siostra bliźniaczka. Jedynie, co mnie w tej chwili zastanawiało to to, iż wyglądała, jakby stała za bardzo brudną szybą.
— Na szczęście umyłam wczoraj szyby w oknach, więc nie muszę już tyle palić światła.

— Co pani zrobiła? — spytałem
z niedowierzaniem i spojrzałem w okna raz jeszcze. Kurwa, faktycznie! Szyby tak czyste, jakby przed chwilą wstawił je szklarz. — Halo, no gdzie pani jest? — Rozejrzałem się, ale kobieciny już koło mnie nie było. Spojrzałem w stronę pojazdu i ujrzałem gestykulującą w moją stronę Kasię. Lekko skołowany podszedłem do auta i otworzyłem drzwi...

Chcecie poznać dalszy ciąg? Zapraszam do e-booku

Pleban - cover


  1. http://virtualo.pl/pleban/patryk_nowodworski/a48904i128729/?q=patryk+now 9,00 zł

2 komentarze:

  1. Świetna historia Patryku. Podoba mi się ta nutka tajemniczości, którą tak finezyjnie odkrywasz krok po kroku. Napisane z polotem i wyobraźnią. Też mi się marzy opuszczenie zgiełku miasta i osiedlenie się na malowniczej wsi. Przestrzeń, zieleń i wolność wołają mnie do siebie. Może się uda to pragnienie zrealizować. Wtedy na pewno będę miała czas na wiele tych rzeczy, które teraz mi umykają z nadmiaru innych obowiązków, między innymi przeczytam wtedy wszystko co napisałeś, bo Twoja twórczość jest bardzo ciekawa i w moim odczuciu dobra. Pozdrawiam serdecznie. Sylwia Niemczyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Sylwio twój komentarz to miód na moje uszy oraz serce :) Powiem ci, że dom, który tu opisuję istnieje naprawdę, aczkolwiek niekoniecznie w takim rozmieszczeniu pomieszczeń i rzeczywiście tak jak piszesz jest tam bardzo malowniczo, a zarazem nieco tajemniczo, zwłaszcza że obok stoi biały kościół. Cisza, która tam panuje czasem swym piskiem przenika ciebie aż do szpiku kości. Pozdrawiam Nowodworski Patryk.

    OdpowiedzUsuń