TELEFON
Po zjedzonym
śniadaniu, poszedłem umyć zęby.
Tak, dbałem o nie, szczotkując je
przynajmniej dwa razy dziennie. Używałem również płynu do płukania ust oraz
nici dentystycznej, żeby usunąć spomiędzy zębów resztki jedzenia, które
pozostały po szczotkowaniu. Dzięki tym, higienicznym zabiegom, oraz stosowanej
przeze mnie pasty wybielającej, miałem piękny i biały uśmiech.
Następnie, dokonałem przelewu na
podane mi przez chirurga konto, umówionej kwoty, po czym skontaktowałem się z
nim telefonicznie i powiadomiłem go o tym fakcie.
Lekarz podziękował, ale zaraz
zaznaczył, że mam bardzo upartą żonę i udało mu się zatrzymać ją jedynie do poniedziałku.
Zostało mi, więc mało, ale za razem wystarczająco dużo czasu, na dokończenie
malowania.
W trakcie tej mozolnej pracy, cały
czas nie mogłem od siebie wygonić wspomnień ostatniego wieczora. Pewnie,
dlatego, że przed jej rozpoczęciem, zapaliłem sobie skręta. Marihuana, którą
spaliłem pochodziła, że tak powiem z dobrego i pewnego źródła. Niestety moc THC
trochę spowolniła moje ruchy, sprawiając, że bardziej skupiałem się na wspomnieniach
minionego wieczoru, niż malowanie ścian. Czułem, że mój kontakt z Karoliną nie
skończył się, że jeszcze nie raz dojdzie do naszego spotkania. Gdzieś w
zakamarkach mej duszy, czułem, że przez ten krótki czas, narodziło się we mnie
jakieś nowe uczucie. Im więcej nad tym myślałem, tym mocniejszy i wyraźniejszy
w mojej głowie, stawał się jej obraz. Jej czarne, długie do ramion włosy,
pachnące polnymi kwiatami, wielkie brązowe oczy, w których panująca głębia,
przypominała nieprzejrzaną toń oceanu, oraz jedwabiście gładka cera, wywarły na
mnie niesamowite wrażenie. Wspomnienie jej fizjonomii, zapachu i poniekąd
smaku, powodowały niczym nieskrępowany wzwód.
Zaraz? Dlaczego? Przecież w trakcie
tej wczorajszej, wyuzdanej zabawy, pozwoliła na to, by również i Jacek w nią wszedł.
Czyż nie było to zachowanie, cechujące prostytutkę?
Chociaż patrząc na to z drugiej
strony, czy moje ruchy, także nie były nacechowane grzechem? Jakby na to nie
spojrzeć, głównym winowajcą byłem ja. To ja popełniłem cudzołóstwo. To ja
dopuściłem się zdrady.
Karolina chciała się zabawić, a
jednocześnie bliżej mnie poznać. Wypity przez nas alkohol, zahamował całkowicie,
nasze poczucie wstydu i skrępowania. W pewnym sensie, zachowaliśmy się, jak
zwierzęta, które pragnęły jedynie zaspokoić buzujące w nas emocje. Jak
wyglądałby wczorajszy wieczór, gdybym nie włączył kanału erotycznego?
Czy także i wtedy doszłoby między
nami do kontaktów intymnych?
W tej chwili ciężko było na te
pytanie odpowiedzieć. Jednak, może faktycznie kierowały nią inne pobudki,
niżeli tylko chęć przelecenia mnie? W końcu przecież została ze mną do samego
rana. Przygotowała mi śniadanie. Nie uciekła potajemnie, lecz wyszła z
uniesioną głową. Stanęła przede mną i powiedziała mi, jakie są jej odczucia.
Tylko, co ja mogłem w tej chwili
zrobić? Byłem postawiony przy ścianie. Przecież, nie rozwiodę się z Agatą tylko,
dlatego, że kobieta, z którą ją zdradziłem, bardzo mi się podoba i w zasadzie
wyznała mi swoją miłość.
Zostałem ojcem. Czy miałem moralne
prawo pozbawić własnego syna szczęśliwej rodziny?
Tylko, skoro ja sam, jestem
przekonany o wątpliwie dobrym jakościowo małżeństwie, moja rodzina będzie
nosiła znamiona szczęśliwej?
Szczerze mówiąc sam się już w tym
wszystkim pogubiłem.
Jej ukrwione usta, całujące moje.
Karoliny język, baraszkujący gdzieś głęboko z linią mych zębów oraz jej
pocałunki, którymi muskała mój tors, jej wilgoć pomieszana z moim mlekiem. Te
wszystkie wspomnienia, coraz mocniej wdzierały się do mej pamięci. Odciskały na
mojej psychice swe piętno, rozkręcając emocje. W pewnym momencie, byłem już tak
nakręcony, że musiałem rzucić wałek do wiadra i wyjść na papierosa.
Stojąc na dworze i paląc, starałem
się swoje myśli skierować na zupełnie inne tory. Wtedy zadzwonił telefon.
Odebrałem połączenie.
— Tak, słucham?
— Dzień dobry. Jestem kurierem i
dzwonię do pana dowiedzieć się, czy jest pan w domu, ponieważ mam dla pana
przesyłkę.
— Ma pan na myśli łóżeczko?
— Tak.
— Śmiało może pan przyjeżdżać.
Jestem w domu, jak zwykle, kurwa.
— Coś nie tak? Jakby, co to mogę
przyjechać w innym terminie.
— Nie, nie. Proszę się nie
denerwować, wszystko jest w porządku, ja z tą kurwą, tak bardziej do siebie
mówiłem.
— Czyli jak będę u pana za
piętnaście minut, to będzie dobrze?
— Tak.
— To, do widzenia.
— Tak.
Wróciłem z
powrotem do domu, i dokończyłem malowanie. Właśnie myłem narzędzia, kiedy
usłyszałem dzwonek do drzwi. Wyszedłem z domu i podszedłem do furtki. Jak się
okazało, kurier już wytargał z paki, moją ogromną paczkę. Wystarczyło mu bym
tylko złożył swój podpis, że ją otrzymałem i mogłem wracać. Młody chłopak
zaproponował mi swoją pomoc, lecz odmówiłem. Łóżeczko nie było aż tak ciężkie,
by trzeba było nieść je we dwoje.
Postawiłem karton w salonie i
poszedłem do łazienki, dokończyć mycie wałka i pędzla. Farby akrylowe, czyli
tzw. wodne, mały tę niepodważalną zaletę nad innymi, że rozpuszczały się w
wodzie. Dzięki temu rozwiązaniu, do mycia narzędzi wystarczyła sama woda.
Spojrzałem na zegarek. Była za
kwadrans piętnasta, a mi zostało do złożenia łóżeczko i zwinięcie folii
ochronnej.
Pracować skończyłem o siedemnastej.
Zmęczony i spocony poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Następnie przygotowałem
sobie obiadokolację i pojechałem do szpitala zobaczyć swojego potomka.
Do sali, na
której leżała moja żona wraz z synkiem, dotarłem około godziny osiemnastej.
Wchodząc do środka, odczuwałem jakieś dziwne podniecenie. Niby widziałem już
swojego syna, w końcu przecież sam go odbierałem, jednak jakieś emocje były. Chciałem
po drodze kupić Agacie jakieś róże, ale prawdę mówiąc i tak by mnie z nimi nie
wpuścili na oddział, więc dałem sobie z tym spokój.
Zapukałem w zamknięte drzwi i po
chwili wszedłem do środka. Sala była dwuosobowa. Jednak zajmowana była jedynie
przez moją żonę. Spojrzałem na Agatę, która rozmawiała z kimś przez telefon.
Chciałem podejść do niej i ją pocałować, ale ona widząc moje zamiary, zadusiła
je wymownym gestem ręki. Podszedłem, więc do małego Euzebiusza, który grzecznie
spał w szpitalnym łóżeczku. Teraz jak na niego patrzyłem, czystego i
pachnącego, wydał mi się piękny. Muszę wam powiedzieć, że takie małe dzieci,
niemowlaki nieskażone jeszcze swym charakterem, cnotą lub jej brakiem, są
wspaniałe.
Patrząc na nie, człowiek widzi
prawdziwy „Boski cud”.
Nie są to jakieś tam,
wyimaginowane, cudowne ozdrowienia, starych i zmęczonych masturbacją sióstr
zakonnych, szumnie nazywanych właśnie „Boskim cudem”.
Tylko ten, końcowy, dopracowany i niesamowity
efekt ludzkiej kopulacji.
Efekt połączenia się, jednego
plemnika z jajeczkiem, można i trzeba tak nazywać.
Rozwój życia, to jest cud.
Powstaje pytanie, dlaczego
wyłuskanie z siebie nasienia i wtryśnięcia go do pochwy kobiety w celu
prokreacji jest takie przyjemne?
Pewnie, dlatego że gdyby takie nie
było, ludzkość wymarłaby, zanim tak naprawdę by się rozmnożyła. Czy uprawianie
seksu, oprócz prokreacji jest moralne? Czy stosowanie antykoncepcji jest
grzechem? Myślę, że seks jest cudownym, przyjemnym i potrzebnym aktem dwojga
ludzi, który może, ale i też nie musi prowadzić, do powstawania życia.
Ważne jest to, by nie był on ‘brudny’.
Podsłuchując rozmowę Agaty,
dowiedziałem się, iż zamierza w Poniedziałek wyjechać do Warszawy. Dlatego
kiedy skończyła rozmowę, spytałem:
— Wyjeżdżasz do stolicy?
— Tak. Muszę, jakieś problemy mają
na tym biurowcu, który ostatnio projektowałam. Firma, która wylewała posadzki
betonowe, spierdoliła robotę i wyrzucili ją z budowy. Teraz, nim znajdą innego
wykonawcę, trzeba się tak zorganizować, by nie powstało opóźnienie, gdyż w
przeciwnym razie, będziemy płacić inwestorowi wysokie odszkodowanie.
— Nie zaszkodzi tobie tak szybki
powrót do pracy? — Spytałem, dalej próbując pocałować swoją żonę, która jednak
z równoważnym oporem skrzętnie tego unikała.
— Co dzisiaj jest za dzień?
— Środa. — Odpowiedziałem.
— No, normalnie to już jutro
powinnam wyjść do domu, ale chirurg się uparł i chce mnie tu potrzymać do
wtorku.
— Wiesz, skoro cię docinał, to
pewnie wie, co robi.
— Alojzy, ja nie jestem głupia.
Byłam patrzeć, rana goi się rewelacyjnie. Dlatego powiedziałam mu, że jutro
wychodzę.
— Zgodził się? — Spytałem, będąc
zszokowany jej oświadczeniem, jak i również tym, że właśnie zorientowałem się, iż
ten jebany chirurg porobił mnie jak dziecko.
— Za kolejne dwa tysiące. —
Odparła.
— A to kurwa cwaniak. — Pomyślałem
sobie. — Przypierdolę mu.
— Dzień dobry. — Usłyszeliśmy czyjś
głos.
— O! Właśnie o panu rozmawialiśmy. —
Powiedziała do wchodzącego do sali lekarza. — Mąż się o mnie martwi. Proszę mu
powiedzieć, że wszystko jest w porządku.
— Tak proszę pana, pana żona śmiało
może jutro opuścić szpital. — Powiedział do mnie wchodzący właśnie do sali
mężczyzna. Był wysokim, dość szczupłym człowiekiem o siwych i gęstych włosach
na głowie oraz takich samych brwiach, które wygięte w łuk, wisiały nad oczami.
Postronnego obserwatora nie raziły jednak zbyt mocno, gdyż schowane były za
grubymi oprawkami okularów, które ów lekarz nosił na nosie. Kiedy już wszedł,
przymykając za sobą drzwi, podszedł do nas i znacząco się do mnie uśmiechnął,
czym prawdę mówiąc wyjątkowo mocno mnie wkurwił. Ewidentnie tym swoim
ironicznym uśmieszkiem zadrwił sobie ze mnie i to do tego prosto mi w twarz.
Nie mogłem temu bucowi puścić tego płazem, no nie mogłem.
— O! Euzebiusz się obudził! —
Krzyknąłem. Agata odwróciła głowę w stronę śpiącego synka, a ja w tym czasie,
korzystając z faktu, iż nie patrzy się w naszą stronę, przywaliłem chirurgowi.
— Nie. Co ty gadasz, śpi przecież. —
Powiedziała po chwili.
— Musiało mi się coś przewidzieć. —
Odpowiedziałem, szczerząc zęby w uśmiechu.
— A gdzie pan doktor?
— Musiał szybko wyjść. Jakieś pilne
wezwanie. — Odpowiedziałem, widząc leżącego na podłodze w korytarzu,
nieprzytomnego lekarza, obok którego znajdował się przewrócony wózek
chirurgiczny. Wokoło nich, na gumowym linoleum, znajdowały się porozwalane
narzędzia, skalpele nożyczki i takie tam inne stalowe zabawki.
— Szkoda, miałam do niego kilka
pytań.
— Bez obaw, jeszcze zdążysz się go
o wszystko wypytać.
— Pomalowałeś pokój?
— Tak. Łóżeczko złożone, wanienka
kupiona…
— A wózek? Bo wiesz, ja wyjadę…
— Na, jak długo?
— Na miesiąc?
— Na ile!? — Spytałem.
— Tak około miesiąca. Zrozum kotku,
przetarg musimy zorganizować. To nie jest mała inwestycja.
— To ty zrozum, ciągle jesteśmy
osobno, ty pracujesz a ja, co? Nic kurwa! Niczego konstruktywnego nie robię.
Czasem czuję się jak prostytutka, która wykorzystujesz tylko wtedy, kiedy masz
na to ochotę!
— A ty się bawisz. — Odparła, jakby
zupełnie nie usłyszała tego, co do niej powiedziałem.
— Nie ożeniłem się sam ze sobą.
— Nie dramatyzuj. Urodziłam ci
syna, więc nie będziesz sam. Ja muszę pracować, nie czuję instynktu
macierzyńskiego. Poza tym, ty ze swoim średnim wykształceniem i tak nie masz
szansy na dobrą pracę, więc siedź w domu i przestań marudzić. Będziesz się
zajmował dzieckiem i gospodarstwem domowym.
— Ale ja…
— Co ty, no? Co ty?
— Nie, nic już. Idę, kupię ten
wózek. Masz jakieś specjalne życzenia, co do niego?
— Ma mieć cztery kółka. —
Odpowiedziała i chwyciła w dłoń swojego smartfon-a. Zrozumiałem, że ma do
wykonania jakiś piekielnie ważny telefon.
— Ok. to ja już sobie pójdę. —
Podszedłem do Agaty i pocałowałem ją w usta. Niby oddała pocałunek, ale nie
była to, ta dawna namiętność. Dreszcze nie przechodziły już nas, tak jak
kiedyś.
— Dobrze. — Odpowiedziała i zaczęła
wybijać jakiś nr telefonu.
Kiedy wyszedłem
z sali, poczułem jak narasta we mnie wściekłość. Jak ona mogła mnie tak
potraktować, jak jakąś rzecz, jak pierdolony kawałek przedmiotu, dla którego
musiała zajść w ciąże, by dał jej tylko więcej swobody. Idąc korytarzem,
zauważyłem przed sobą, idącego w moją stronę chirurga. Głowę miał spuszczoną,
próbując zapewne ukryć przed światem zewnętrznym, mocno opuchnięte lewe oko.
Kiedy znalazł się tuż przede mną, podniósł głowę. Bez zastanowienia, walnąłem
go raz jeszcze. Tym razem, dla osiągnięcia symetrii, wcelowałem się pięściom w
prawą powiekę.
Kolejny raz, dzisiejszego dnia,
wielki pan doktor stracił przytomność.
Byłem tak
zdołowany, niezbyt udaną wizytą w szpitalu, że kupiłem pierwszy lepszy wózek,
który tylko polecił mi sprzedawca. Oczywiście, cena nie grała tu żadnej roli.
Pewnie, dlatego młody mężczyzna, który sprzedał mi, kosztujący cztery tysiące
złotych wózek, chodził po sklepie dumny jak paw. Dokupiłem jeszcze parę innych
drobiazgów i pojechałem do domu.
Nawet nie jadłem kolacji. Usiadłem
przed telewizorem i zacząłem oglądać wiadomości. Na stole postawiłem butelkę
wódki, litrowy karton soku jabłkowego i odpowiednie do picia szklane atrybuty.
Nalałem sobie pierwszego kielicha i łyknąłem popijając gorzałę sokiem.
Właśnie wtedy postanowiłem
zadzwonić.
— Tak, słucham? — Usłyszałem głos w
słuchawce.
— Cześć. Alojzy z tej strony.
Robisz coś ciekawego, tudzież jakiegoś niesamowicie ważnego, co po głębszym
zastanowieniu się można by przełożyć na później?
— Mam zamiar obejrzeć film na
dwójce.
— Może masz ochotę obejrzeć w moim skromnym
towarzystwie?
— Ale masz świadomość tego, że
rozmawiamy o komedii romantycznej?
— Może być i romantyczna,
pośmiejemy się, a może nawet popłaczemy razem? — Zaproponowałem.
— No nie wiem. — W jej głosie
zabrzmiała nutka zwątpienia. A może nieśmiałości?
— Mam alkohol, sok i nr do
pizzerii. — Pochwaliłem swoje domowe menu .
— Ja lubię z dużą ilością sera. —
Odparła wyraźnie już chyba zainteresowana.
— Ja z mięsem. To jak w końcu
będzie? Dasz się namówić i wpadniesz?
— Odnoszę wrażenie, że nie chcesz
być sam? — Odparła mi pytaniem.
— Też.
— Dobrze tygrysie. Zamów pizzę,
będę za godzinę.
— Ok. Pa.
— Pa.
Po tej rozmowie,
zadzwoniłem do pizzerii i zamówiłem dwie duże pizze.
Kurier przywiózł je około dwadzieścia
minut później. Włożyłem je do rozgrzanego wcześniej piekarnika i paląc
papierosa, czekałem na swojego gościa.
Po upływie kwadransa, usłyszałem
delikatne pukanie do drzwi. Wstałem i podszedłem do nich. Otworzyłem je i
wpuściłem do środka, młodą osobę.
Miała na sobie czarny jesienny
płaszczyk. Zdjęła go i powiesiła na wieszaku, stojącym z lewej strony drzwi.
Odwróciła się w moją stronę. Nie miała na sobie żadnego makijażu, a mimo to
wyglądała pięknie. Duże oczy, wpatrzone we mnie, zdawały się opowiadać mi pełną
namiętności historię przyszłości. Była niższa ode mnie o jakieś kilkanaście
centymetrów. Przyłożyłem jej do policzka swoją prawą dłoń, którą ona dotknęła
swoją, mocniej ją do siebie przytulając. Kciukiem przetarłem jej czarną brew,
nad lewym okiem, po czym przyciągnąłem jej twarz do swojej. Nasze usta ponownie
zetknęły się w namiętnym pocałunku. Jednak tym razem, nie był on tak… łapczywy.
Obydwoje postawiliśmy, na delikatność i elegancję. Nie chcieliśmy, nie
potrzebowaliśmy, w tym pierwszym „trzeźwym” akcie, zbytniej erotyki.
Dziewczyna objęła mnie ramionami,
przytulając się do mnie niemal całą powierzchnią swojego ciała. Gdy w końcu
przestaliśmy się całować, powiedziałem:
— Dzień dobry Karolino. Wybacz, że
tak późno do ciebie zadzwoniłem, ale…
— Nic nie mów — szepnęła
przykładając mi jednocześnie serdeczny palec do ust. — Nie tłumacz się, nie
opowiadaj mi o swojej żonie, o synku i o swoim małżeństwie. Pozwólmy toczyć się
wydarzeniom, ich własnym torem. Jeżeli coś ma się wydarzyć, to się stanie. Mam
dość planowania, myślenia i zastanawiania się, co i komu mam mówić, jak
postępować itd. Wiem jedno, uczucie, którego doznałam, kiedy zobaczyłam cię po
raz pierwszy, błyskawicznie się we mnie zagnieździło. Czy z niego coś wyrośnie?
To już nam pokaże czas.
— Dzisiaj rano, kiedy cię
wyprosiłem, wiedz, że …
— Zrobiłeś to, co musiałeś zrobić… —
przerwała mi — a ja nie mam ci tego za złe. Teraz zadzwoniłeś do mnie i
poprosiłeś o spotkanie. Zgodziłam się, bo myślę, że ty też coś do mnie poczułeś.
Nie wiem, czy dobrze postępujemy, czy kiedyś nie będę przez to cierpiała? Nie
wiem także, jakie są twoje intencje? Czy potrzebujesz tylko ‘panieny’ na
wieczór? Czy naprawdę chcesz dokonać pewnych zmian w swoim życiu?
— Cały dzień myślę o tobie. —
Odparłem Karolinie. Było to chyba moje najszczersze wyznanie, jakiego
dopuściłem się w ostatnich latach.
— Mam nadzieję, że nie kieruję
tobą, tylko nieudana wizyta w szpitalu, ponieważ nie chcę być twoją receptą na chandrę.
— Powiedziała i spojrzała mi głęboko w oczy.
Zamilkłem na
chwilę. Karolina dała mi wyraźnie do zrozumienia, że nie przyjechała do mnie
tylko dla zabawy. Słuchając jej, zrozumiałem, że właśnie w tej chwili musiałem
podjąć jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Wyprosić ją z domu
przepraszając jednocześnie za to, że musiała się fatygować dla mnie wieczorem?
Czy dopuścić wreszcie, do swej świadomości, ten oczywisty dla innych, fakt, że
moje małżeństwo z Agatą i tak nie utrzyma się już zbyt długo?
Że urodzony syn nie sklei naszego papierowego
małżeństwa.
Jak wiarygodnie podjąć taką
decyzję? Bez właściwego zastanowienia się?
Bez rozpatrzenia wszystkich wad i
zalet?
Chyba musiałem uwierzyć własnemu
sercu.
— Nie jesteś żadną receptą,
ponieważ ja nie jestem na nic chory… — zacząłem z odrobiną humoru, by
rozładować nieco atmosferę, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że naszą dopiero,
co rozpoczętą znajomość, czeka wiele prób i krętych dróg? Czy uda nam się je
przejść?
— Jeżeli będziemy wobec siebie
szczerzy?
— Ale pytasz, czy wiesz?
— Jestem pewna. — Odpowiedziała z
delikatnym uśmiechem na ustach.
Nie wiem, dlaczego, ale nagle,
gwałtownie do oczu napłynęły mi łzy. Za szczypały mnie jakby te łzy były
kwasem, a nie zwykłą ludzką wydzieliną. Mocno zacisnąłem powieki, próbując
powstrzymać pieczenie, a następnie nachylając się nad nią, delikatnie ją pocałowałem,
czując zarazem, jak po policzkach spływają mi słone krople.
— Zakochałem się w tobie. —
Powiedziałem dziewczynie, gdy tylko skończyliśmy się całować, kiedy mogłem już
złapać oddech.
— A ja w tobie. — Odpowiedziała,
stojąc podobnie do mnie, czyli z oczami mokrymi od łez.
— Chodź, zjemy kolację i zaczniemy
się poznawać. — Rzekłem, chwytając jej dłoń w swoją, po czym skierowałem się w
stronę kuchni.
— Jaką masz dla mnie? — Spytała się
mnie, całkowicie poddając się mojej woli – znaczy po prostu nie opierała się,
kiedy wlokłem ja do kuchni.
— Tę, którą chciałaś — odparłem z
uśmiechem, odwracając jednocześnie głowę w jej stronę. — Z serem.
— Super. Jesteś kochany.