Wtedy poczułem nagły dopływ krwi do głowy.
Błyskawicznie wstałem na nogi i bez zastanowienia
wybiegłem z mieszkania. Zdążyłem jedynie usłyszeć za
sobą krzyk Amelii:
– Krzysztofie! Poczekaj!
Niestety nie posłuchałem jej. Byłem stanowczo za bardzo
przerażony niedawnymi wydarzeniami, by przerwać swą
ucieczkę. Im więcej myślałem o tej „kolacji”, tym
bardziej oblatywał mnie strach. Bałem się, ale prawdę
mówiąc nawet nie wiem, tak konkretnie, to czego?
Przecież dzień wcześniej stałem się wampirem, nie
powinienem więc odczuwać tego uczucia. Sądzę jednak,
że jeszcze się nie przystosowałem do nowej sytuacji.
Gołym okiem widać było, że musiało wydarzyć się
jeszcze coś, co zmotywowałoby mnie do stania się
pełnoprawnym demonem. Potrzebowałem impulsu, iskry,
która obudziłaby we mnie nieodkryte do tej pory złoża
gniewu, sadyzmu oraz prawdziwej potworności.
Jednakowoż szybko przemierzając puste o tej porze
ulice, zacząłem zastanawiać się czy właśnie tych
pokładów powinienem szukać?
Może moje spojrzenie na siebie nosiło w sobie znamiona
jeszcze niezapomnianej przeze mnie swej ludzkiej
duszy? Może zamiast szukać w głębi siebie „zła”,
powinienem najzwyczajniej w świecie zaspokoić głód?
Przecież tygrysy, lwy, czy inne drapieżniki, nikogo nie
przepraszają za pożarcie jakiegoś gnu, czy też innej
gazeli. Są po prostu głodne. Taka jest ich natura i koniec,
kropka.
Nim skończyłem te rozmyślania, wbiegłem do przyjaznej
nam kafejki. Podszedłem do barmana i powiedziałem:
– Whisky proszę.
– Na pewno właśnie ten napój? – Zapytał mnie człowiek
stojący za barem, świdrując mnie swoimi małymi
oczkami.
Spojrzałem na niego. Był to średniego wzrostu, grubszy
oraz łysiejący mężczyzna, o malutkich błękitnych
oczkach i z czerwonymi wypiekami na policzkach.
Resztki włosów, które pozostały mu na skroniach,
przyprószył już śnieg. Ubrany w kolorową, flanelową
koszulę, wyglądem swym bardziej przypominał lumpa
z ulicy, niż barmana. Mimo tego, jak zresztą pamiętacie,
właściciel tegoż miejsca, zapewne nie przywiązywał do
ubioru barmana większej wagi. Może w ciągu dnia była
to bardziej istotna kwestia.
– E, rzeczywiście – odparłem. – Jeszcze odzywają się we
mnie „stare” nawyki. Chodziło mi o Krwawą –Mary.
– Gęstą?
– Obojętnie, nie jestem głodny – odpowiedziałem, choć
to nie była prawda.
– Głodny? Chyba raczej spragniony?
Odwróciłem się w stronę, z której dobiegł do mnie ów
głos. Po mojej prawicy, przy barze na stołku usiadła
młoda dziewczyna. Dzierżąc w dłoni szklaneczkę
whisky, patrzyła na mnie brązowymi oczyma. Na moje
oko, mogła mieć co najwyżej osiemnaście lat. Czarne,
długie oraz lokowane włosy opadały na odsłonięte
ramiona. Ubrana w dżinsowe, jasne i obcisłe spodnie,
a także obcisłą bluzeczkę, która trzymała się jedynie na
biuście i cieniutkich ramiączkach. Nie sposób było nie
zauważyć, iż pod tą bluzeczką, nie miała stanika.
– Głodny alkoholu – odparłem.
– Aha. Ja z koleżanką wręcz przeciwnie. Pijemy już
czwartą kolejkę i jesteśmy mocno pijane –
Odpowiedziała mi, przysuwając się bliżej. – Staramy się
utopić smutki.
– A cóż was tak dręczy? – Spytałem, pragnąc ustalić
przyczynę, ich problemów.
– Nie wiem czy mogę ci powiedzieć?
– Możesz mi zaufać – stwierdziłem, popijając „drinka”
podanego mi przez barmana.
Młoda dziewczyna nachyliła się do mojego ucha
i wyszeptała:
– Mamy osiemnaście lat, a jeszcze jesteśmy dziewicami.
Nie wiesz, gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni?
- Prawdę powiedziawszy, ledwo usłyszałem jej pytanie,
gdyż rozproszył mnie zapach krwi, który do moich
nozdrzy przedostawał się z jej aorty szyjnej.
– Jeden z nich siedzi tutaj – odparłem, czując narastające
emocje – Jestem gotowy – oznajmiłem, spoglądając
jednocześnie w szkło, które trzymałem w dłoni. W nim,
odbijały się moje oczy. Ku mojemu zdziwieniu, brązowe
do tej pory tęczówki, zmieniły kolor na jasnoczerwony
Spytała, spoglądając na mnie zalotnie.
– Cóż, taki już jestem – odparłem, zastanawiając się czy
ona widzi me oczy.
– Czemu nie? – Stwierdziła po chwili obserwacji –
Wyglądasz na uczciwego człowieka.
– A koleżanka? – Zacząłem – Jej nie pytasz o zdanie?
– Ona jest tak pijana, że będzie jej wszystko jedno –
odparła. i odeszła.
Dopiłem Krwawą Mary do końca i spojrzałem na
barmana.
– Farsiarz – stwierdził, po czym wziął ode mnie pusty
kielich.
Po chwili dziewczyna wróciła z koleżanką. Ładna
blondynka o niebieskich oczach, z krótko
przystrzyżonymi włosami. Jedno mnie tylko zdziwiło,
ubrana była dokładnie tak samo jak brunetka.
– Chodźmy – powiedziała.
– Ok – odparłem i wyszedłem za nimi – Dokąd idziemy?
– Zapytałem po chwili.
– Tu, nie daleko – odpowiedziała moja rozmówczyni –
Mieszkamy w tej zielonej kamienicy – mówiąc, pokazała
mi ją palcem.
– U, jak fajnie. Blisko starego rynku.
– Rzeczywiście, nie najgorzej.
Wejście do kamienicy było zwykłe. Drewniana brama,
pamiętająca jeszcze czasy przedwojenne oraz
nowoczesny domofon. Sprytne połączenie starego
z nowym. Tak, jak w przypadku starych mebli, mająca
„duszę” brama mieszała się z elektronicznym duchem,
paskudnej niekiedy, nowoczesności. Dziewczyny
otworzyły ją kluczem i gestem dłoni zaprosiły mnie do
wnętrza. Po chwili weszliśmy do ich mieszkania, które
składało się z dwóch pokojów, kuchni i łazienki. Jeden
pokój, duży z widokiem na ratusz, drugi mniejszy
z podwójnym łóżkiem.
– Mieszkacie tutaj same?
– Tak. Przyjechałyśmy do Poznania studiować – odparła
brunetka – Jestem Agnieszka, a to jest Marta.
– Ja mam na imię Krzysztof. Zauważyłem jedno łóżko.
Śpicie razem?
– Tak – odpowiedziała Agnieszka – W tym
pomieszczeniu nie ma miejsca na drugie,
a w tamtym pokoju przyjmujemy gości, jemy i oglądamy
telewizję.
– Ok.
– Lecz ty pytałeś chyba o coś innego?
– Nie musisz mi odpowiadać – stwierdziłem, zauważając
przy okazji, że blondyna, tzn. Marta gdzieś przepadła.
– Ależ my nie mamy niczego do ukrycia. Tak, śpimy ze
sobą, w każdym znaczeniu tego słowa – wyznała,
spuszczając na dół swój wzrok. Staliśmy tak w wąskim
korytarzyku, z zielonymi ścianami po bokach oraz
podobną wykładziną na podłodze. Po mojej prawej
stronie znajdował się duży pokój, a z lewej był ten
mniejszy.
– Nie wstydź się.
– Trochę źle się z tym czuję – powiedziała – Niby
podobają mi się mężczyźni, przeżywam orgazmy, gdy się
masturbuję „grubym” wibratorem, jednak Marty język
jest również bardzo przyjemny. Od dwóch lat próbuję się
jej pozbyć ze swojego życia, ale mi to kompletnie nie
wychodzi. Wraca do mnie za każdym razem i to coraz
bardziej silniejsza, bezwzględna i jaśniejsza. Nie wiem,
co się ze mną właściwie dzieje. Chciałabym mieć
w przyszłości własne dzieci. Ile razy widzę na ulicy jakąś
szczęśliwą parę, z pełnym wózkiem przed nimi, rodzi się
we mnie zazdrość. Wiem, jestem młoda, ale czy to
oznacza, że nie mogę mieć, że tak powiem „dorosłych”
marzeń? Jednakowoż w tych moich wizjach, zamiast
jakiegoś pana, zawsze pojawia się ona. Moja nieodłączna
przyjaciółka, moja ostoja i podstawa. Marta jest…
– Czym jest? – Zapytałem dziewczyny, będąc nieco
zdziwionym jej odważnym i szczerym wywodem.
– Jest moją miłością, a jednocześnie przekleństwem,
ponieważ kochając ją, a przy okazji tęskniąc za fallusem,
stawia mnie to w krzywym zwierciadle „normalności”.
Sprawia, że ani nie jestem hetero ani homo. Czym więc
jestem? Jakimś biseksem?
– Nie. Nie jesteś żadną biseksualistką. Jesteś szczęśliwą
osobą, która w bardzo młodym wieku znalazła swoją
miłość, i co z tego, że lubisz fallusy? Ważne jest to, że
kochasz konkretną osobę, że seks z nią również ci daje
rozkosz i zadowolenie, całą resztę możesz, możecie
dopracować, dogadać. Pamiętaj w tych sprawach można
iść na kompromis, w miłości takich kompromisów już
nie ma.
Agnieszka spojrzała na mnie, po czym podeszła
i pocałowała mnie w usta, jednocześnie prawą dłonią
masując mi krocze.
– Idziecie!? – Usłyszeliśmy pytający krzyk Marty.
Po minucie wszyscy troje leżeliśmy w dużym łóżku.
Jak już mówiłem, pokój był niewielki. Kolor ścian bliżej
nieokreślony, gdyż jedynym źródłem światła, które
docierało do środka, znajdowało się na dworze i była to
latarnia. Myśmy się jednak widzieli. Dziewczyny miały
jasną karnację, praktycznie nieliźniętą żadnym
promieniem słońca lub lampy kwarcowej. Ich piersi
jędrne i zadarte a sutki sterczące, prężyły się przed nimi.
Wargi łonowe gładko ogolone, aż prosiły się o pieszczoty
oralne. Agnieszka włosy poniżej brzucha miała ładnie
i równo przystrzyżone, natomiast u Marty panował
delikatny chaos. Nie chcąc nikogo faworyzować,
okrywaliśmy się ze wzajemnością, wilgotnymi
pocałunkami. Raz smakowałem usta brunetki, raz
blondynki. Również dziewczyny zmieniały się przy
„francuskiej” pieszczocie mojego członka. Czułem, że
Agnieszka wraz z Martą, są już bardzo podniecone,
ponieważ wydobywający się z nich ekstrakt, zraszał im
wargi. Wtedy laski kazały mi się położyć na plecach.
Marta uklękła nade mną i odwracając tyłek w stronę mej
twarzy, zajęła się moim fallusem. Agnieszka wzięła
w dłoń, dość długi, podwójny wibrator i zaaplikowała go
sobie oraz jej. Następnie, siedząc okrakiem nad moim
torsem, zaczęła całować mnie w usta, wykonując przy
tym posuwiste ruchy biodrami. Do moich uszu dochodził
charakterystyczny dźwięk „klaps, klaps”, który
powstawał w wyniku zderzania się pośladków młodych
kobiet, oraz ciche mlaskanie. W pewnym momencie
Agnieszka przestała mnie całować w usta a zaczęła po
szyi, odsłaniając tym sposobem swoją aortę. Wtedy nie
wytrzymałem.
Poczułem jak gwałtownie do mych oczu napływa krew,
zapewne zmieniając barwę ich tęczówek na czerwone,
jak kły me, zmieniają swoją długość, zamieniając się
w dwie małe szabelki, które niosą ze sobą śmierć lub dar
nieśmiertelności. Dłonie, które do tej pory trzymałem na
mokrym, ale sztucznym penisie, teraz położyłem je na
Agnieszki policzkach.
Dziewczyna pewnie pomyślała sobie, że chcę jej
popatrzeć w oczy. Ja jednak miałem w głowie tylko
i wyłącznie jej tętnicę.
Błyskawicznie wbiłem się w nią kłami. Szybko poczułem
na języku słodko–mdły smak krwi, zmieszany z nutką
wypitego przez nią w ostatnim czasie alkoholu.
Agnieszka, idąc za instynktem samozachowawczym,
naturalnie próbowała mi się wyrwać, ale ja byłem bardzo
głodny i absolutnie nie zamierzałem ją puścić.
Dziewczyna tak się mocno szarpała, że sztuczny penis
poruszał się w nich dużo bardziej intensywnie, niż chwilę
wcześniej. Nie wiem, dlaczego, ale czas śmierci
Agnieszki zgrał się z momentem ekstazy Marty. Kiedy ja
zrzucałem z siebie „puste” ciało ofiary, pochwa Marty
w wyniku przeżywanego przez nią orgazmu, zaciskała
się na walcowatym kawałku plastiku. Po przerwie
poświęconej na przeżycie rozkoszy, Marta powróciła do
swojego zajęcia. Zdziwiło mnie to, że ona w ogóle nie
zdawała sobie sprawy ze swojego rozpaczliwego wręcz
położenia. Dziewczyna wzięła się tak żwawo do pracy,
że po niecałej minucie było już po wszystkim. Całe jej
usta zalałem swym „martwym” nasieniem. Gdy tylko
skończyłem, usiadłem na łóżku i objąłem dziewczynę
w pasie, zmuszając ją by usiadła między moimi nogami.
Dłońmi zacząłem masować jej jędrne piersi a ustami
całowałem ją po karku.
– Chciałabym wstać – Zaczęła – Ale już nie trzeba.
– Tzn? – Zapytałem, czając się na jej „żyłkę”.
– Wszystko połknęłam – odparła.
– Teraz czas na mnie – Stwierdziłem, po czym wbiłem
się „szablami” w pulsujący wężyk.
http://www.nexto.pl/ebooki/crew_p85988.xml
http://virtualo.pl/crew/i135363/?q=psychoskok
http://www.empik.com/crew-nowodworski-patryk,p1083598419,ebooki-i-mp3-p
http://woblink.com/e-book,bystry-detektyw-patryk-nowodworski,9134